sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 50

Victoria P.O.V



Po chwili zobaczyłam, że nie ma ani śladu Jake i Justina.
Momentalnie zerwałam się z podłogi i wychyliłam się.
Serce waliło mi, jak oszalałe.
W tamtej chwili nie wiedziałam co mam robić.
Wybiegłam od razu na zewnątrz, kierując się na tył
domku.
Spojrzałam na chłopaków, Jake leżał na ziemi, próbując
się podnieść, natomiast Justin, z ledwością wstał.
Jaką ja muszę być kretynką, żeby takie coś móc zrobić.
Nie chciałam podejść, wiedziałam dobrze jaki Justin
jest wściekły, jak mnie nienawidzi.
Zapadła cisza, Jake wstał i podszedł do Justina.
-Nienawidzę cię-Powiedział Justin, już spokojnym głosem.
Szatyn nic nie powiedział, spuścił głowę, po czym ominął Justina
przy tym, przetarł swój zakrwawiony nos.
-Jeszcze z tobą, kurwa nie skończyłem!-Wrzasnął.
-Błagam Justin, proszę cię-Powiedziałam błagalnym, a wręcz
zapłakanym głosem.
-Z tobą się później policzę, ty dziwko!-Wrzasnął, popychając mnie
na ziemie.
-Zostaw ją-Powiedział Jake.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić, frajerze-Odparł.
Chłopak szybkim ruchem, podszedł do Jake, pokiwał tylko głową
i raz jeszcze uderzył szatyna.
Jake momentalnie, obrócił głowę w drugą stronę, na co nie patrząc na
nic, od razu oddał cios, pięścią w Justina twarz.
Nie mogłam na to wszystko patrzeć, nie mogłam.
To moja wina, to ja sama ich krzywdzę, nie chcę takiego życia, nie mogłam
nic zrobić, patrzyłam tylko i płakałam, jak obaj krzywdzą się i cierpią.
Deszcz zaczął padać, pojedyncze krople spadały na mnie, a ja na ziemi siedziałam
i nic nie mogłam zrobić, choć chciałam ich powstrzymać.
W jednej chwili wstałam z ziemi i szybkim ruchem podbiegłam, do bijących
się chłopaków.
Próbując odciągnąć ich od siebie, nic z tego.
Pokręciłam tylko głową, po czym od razu pobiegłam w inną stronę.
Nie patrząc się za siebie, biegłam i biegłam przed siebie.
Znalazłam się na głównej drodze, prowadzącej do miasta, chciałam przejść
na drugą stronę, lecz poczułam tylko, mocne uderzenie i upadek na ziemie..


**



Justin P.O.V



Puszczając Jake'a, rozejrzałem się dookoła, dziewczyny nigdzie nie było,
deszcz spłukiwał ze mnie krew, a ja cały czas rozglądałem się wokół.
Pobiegłem na przód domku, rozglądając się, lecz ani śladu szatynki.
Wbiegłem do domku, po czym rozglądnąłem się, nic z tego.
-Victoria!-Krzyknąłem.
Wybiegłem z powrotem na dwór, po czym udałem się na główną drogę.
Nie minęło kilka sekund, jak zobaczyłem leżącą przy rowie, dziewczynę.
Od razu podbiegłem, po czym uniosłem jej głowę ku górze.
-Victoria-Powiedziałem.-Obudź się, proszę-Dodałem, głaskając dziewczynę
po mokrej, głowie.
Do oczów, łzy zaczynały mi się zlewać, po czym uroniłem łzę, która zmieszała
się razem z kroplami deszczu.
Uniosłem ciało dziewczyny, po czym od razu udałem się w kierunku domku.
-Otwórz mi drzwi!-Wrzasnąłem kierując się do Jake'a, który stał zakrwawiony
przy drzwiach.
Wtedy nic się nie liczyło, tylko jej życie, nawet zapomniałem o tym, że zdradziła
mnie z Jake'm, ale wiedziałem dobrze, jak bardzo ją kocham, jak bardzo na niej
mi zależy.
-Co z nią?-Spytał zdenerwowany Jake.
-Nie interesuj się-Powiedziałem.-Jedziemy do szpitala-Dodałem.
**
Pół godziny później.
Znaleźliśmy się już w szpitalu, wniosłem szatynkę na rękach, po czym
od razu szukałem, pomocy.
-Pomóżcie!-Krzyknąłem.
Po czym od razu pielęgniarka, szybkim ruchem podeszła do nas.
-Co się stało?-Spytała.
-Moja dziewczyna, miała wypadek-Powiedziałem zszokowany-Błagam
pomóżcie-Dodałem.
-Proszę za mną-Odparła, a ja bez zastanowienia, podążyłem za kobietą.
-Tutaj, proszę położyć, dziewczynę-Powiedziała, wskazując palcem.
-Musi pan wyjść-Odparła.
-Nie, nie wyjdę chcę tutaj, z nią zostać-Powiedziałem.
-Niestety, nie, proszę wyjść-Powiedziała.
-Ratujcie ją-Odparłem i wyszedłem.
**
MUSIC
Chodziłem raz w tę, raz we w tę, nie umiałem się na niczym skupić,
Byłem myślami z nią, błagałem tylko, żeby bóg mi jej nie zabierał,
po mimo tego co mi zrobiła.
Łzy spływały mi po policzku, nie umiałem myśleć racjonalnie.
Po chwili Jake, usiadł obok mnie, a mnie krew zalewała, jak był blisko.
-Po co przylazłeś?-Spytałem przez łzy.
-Nie wiem co mam ci, powiedzieć-Powiedział.
-Nic nie mów, najlepiej mógłbyś zginąć-Odparłem.
-Justin, ona ciebie kocha i wiem, że z tobą będzie jej lepiej-Powiedział.
-Pieprzyłeś ją-Powiedziałem.-A byliście nie dawno, rodzeństwem-Dodałem.
-Nie opanuję tego, Justin-Odparł.-Ale wiedziałem, że kiedyś tak się o tym
dowiesz-Dodał.
-Wiesz ile dla mnie znaczyła i kurwa znaczy nadal-Powiedziałem przez łzy,
a mój głos pierwszy raz drżał, ze strachu.
-Wiem, tak i dla mnie-Powiedział.
-Mógłbym cię zabić-Rzuciłem.-Ale wiem, że nie mogę tego zrobić, bo wiem
jaki ważny jesteś dla niej-Dodałem.
-Ty jesteś ważniejszy-Odparł.
Teraz, przez to wszystko, ona walczy o życie-Powiedziałem, wstając.
Nie wyobrażam sobie tego, nie wyobrażam sobie życia bez niej, to jest
tak cholernie popieprzone, że nie macie pojęcia.
Mam nadzieje, że przeżyję, że będzie żyła.
**
Godzinę później.
Miałem zamknięte oczy, po chwili poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu,
od razu, ocknąłem się i spojrzałem.
-Przepraszam bardzo-Powiedziałam, pielęgniarka.-Panów chyba też, trzeba
opatrzeć-Dodała.
-Nic mi nie jest-Powiedziałem.
-Rozcięta brew, nie wygląda groźne, ale lepiej żeby było opatrzone-Powiedziała.
-Nie trzeba-Powiedziałem, podnosząc głos.-Co z moją dziewczyną?-Dodałem,
oczekując odpowiedzi.
-Dziewczyna jest, pod respiratorem, wynik miał mocny upadek, i straciła
dużo krwi-Powiedziała.
-Co to ma znaczyć, wyjdzie z tego?-Spytałem.
-Trzeba czekać, lekarz się już nią zajął-Powiedziała.-Gdy byście chcieli, się
opatrzeć, to nalegam-Dodała.
Minęła cała noc, spałem tylko pół godziny, siedząc i opierając się głową o ścianę.
-Justin?-Spytał Jake.
-Czego?-Spytał.
-Muszę zadzwonić, do rodziców-Powiedział.
-Po co?-Spytałem.
-Niech się nie martwią o nią-Odparł.
-Zwariowałeś-Odparłem.
-Muszą wiedzieć-Powiedział.
-Wiesz dobrze, że wasi starzy mnie nienawidzą-Powiedziałem.
-Nie są moimi starymi-Powiedział.
-Dobra, jej starzy-Burknąłem.
Po jakiś piętnastu minutach, Jake z niepewnością zadzwonił do rodziców Victorii, gdzie
oni od razu po dwudziestu, kilku minutach znaleźli się w szpitalu.
-Jake-Powiedziała kobieta, kierując się do szatyna.
-Cześć-Powiedział oschle.
-Gdzie jest Victoria?-Spytała.
-W sali dwieście dziesięć-Powiedział.
Ja tylko spojrzałem, na jej rodziców, na co oni spojrzeli na mnie z nienawiścią, jak
bardzo pokazywali to, jak mnie nienawidzą.
**
Podszedłem do okna i patrzyłem na nieprzytomną, szatynkę i jej spokojną delikatną
twarz.
Naglę, podeszła do mnie pielęgniarka.
-Zrobiliśmy, badania dziewczynie-Powiedziała.-Okazuję się, że pana dziewczyna
jest w ciąży-Dodała.
Nie wierzyłem w to co, powiedziała pielęgniarka, zamarłem, nie wiedziałem
co miałem w tamtej chwili, powiedzieć.
-To szósty, tydzień-Powiedziała.
-Boże-Wyszeptałem, sam do siebie.
Nie to nie możliwe, ona w ciąży?
Sam nie mogłem dojść do siebie, po czymś takim.
Skoro, to szósty tydzień, to znakiem tego, że jestem ojcem dziecka.


**










(CZYTASZ-KOMENTUJESZ)



Witajcie kochani, o to nowy rozdział.
Jak wam się podoba? Jestem bardzo wdzięczna, dzięki, wam
to już 31 tysięcy, wyświetleń, na prawdę bardzo wam za to dziękuję,
że jesteście ze mną, jesteście cudowni i bardzo was kocham,
więc do nn, podejrzewam, że jutro kolejny rozdział, postaram
się napisać, długi.





6 komentarzy:

  1. Ajjjjjj <3 Czekam na nastepny <3 Cudowny rozdział <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. szybko dodawaj następny! Super rozdział <3 sikam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział jeeju * 0 * Czekam na next * 0 *

    OdpowiedzUsuń
  4. Aha okeeey. Mam nadzieje że Victoria i Justin znów będą razem. Świetny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam za spam
    Zapraszam Cię na moje fan fiction:
    http://18th-street-jbff.blogspot.com/
    "Życie na ulicy nie jest dla słabych. Oni zdążyli się o tym przekonać."
    http://priest-jbff.blogspot.com/
    "Zobacz, jak Justin Bieber spełni się w roli księdza!"
    http://getting-closer-jbff.blogspot.com/
    "Wrócił po niemal trzech latach, po wielu wyrządzonych krzywdach. A ja? Ja nadal nie potrafię przestać go kochać"

    OdpowiedzUsuń