czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 51

Justin P.O.V



Siedziałem na krześle, myśląc o tym wszystkim co się dzieje.
Głowę schowałem w swoich dłoniach, po czym tylko kręciłem
głową.
Ja ojcem? Niemożliwe, to nie realne.
Ale jednak...
-Możesz mi powiedzieć co się stało?-Spytał Jake, szturchając mnie.
-Co?-Spytałem pytaniem, na pytanie.
-Powiedz mi co się dzieje-Powiedział.
-Nie powinno cię to obchodzić-Burknąłem.
-Przestań-Odparł.
-Ona jest w ciąży-Powiedziałem z trudem.
-Jak to?-Spytał, a jego twarz, normalnie była jak skamieniała.
-Tak to-Rzuciłem.-To szósty tydzień-Dodałem.
-Boże-Powiedział, przykładając jedną rękę do swoich ust.
Nie minęło kilka sekund, jak rodzice Victorii nie pewnie podeszli
do nas.
-Wiemy wszystko-Powiedziała kobieta.
-Nie rozumiem, pani-Powiedziałem.
-Victoria jest w ciąży, przez ciebie-Odparła podniesionym głosem.
-Słucham?-Spytałem z niedowierzeniem.
-Wykorzystałeś ją, a teraz są skutki, z resztą ten wypadek to na pewno, też
twoja wina-Powiedziała.
-To nie prawda-Odparłem.
-Jesteś nieodpowiedzialny, więcej nie spotkasz się z naszą córką, a o dziecku
możesz zapomnieć, jak się urodzi-Powiedziała, po czym odeszła.
-Nie możecie tego zrobić-Powiedziałem, a kobieta w ogóle mnie nie słuchała.
-Przejdzie jej-Odparł Jake, patrząc na kobietę.
-To nie zmienia postać, rzeczy-Powiedziałem.
-Justin, wyluzuj-Odparł szatyn.
-Nie mów nic. Nie zapominaj, że też spałeś z własną siostrą-Powiedziałem.
-Ona nie jest moją siostrą, a to była słabość-Odparł tłumacząc się.
-Kurwa, słabość!-Wrzasnąłem, wstając.
-Mówię jak było i nie wracajmy do tego-Powiedział.
-Zabiłbym cię!-Syknąłem w stronę Jake'a.
-Wiem, że teraz nienawidzisz, za to co się stało, ale sam nie mogłem opanować tego
co czuje do niej, wybacz-Powiedział.
-Skończ już!-Warknąłem.
Chłopak tylko spojrzał w moją stronę, po czym od razu spuścił swoją
głowę w dół.
**
Krążyłem raz w tą, raz we w tą, nie wiedziałem co ze sobą zrobić, to czekanie, pieprzone
czekanie dobijało mnie jeszcze bardziej.
Chciałem, aby się już ocknęła, aby znów zobaczyć jej brązowe oczy.
Szczerze mówiąc, zapomniałem o tej całej sytuacji z Jake'em, chodź ból we mnie
cały czas tkwił, ja nadal cholernie, kurewsko kochałem tą dziewczynę, jak nikogo
dotąd.
Jeszcze teraz, dziecko w drodze, choć nie wyobrażam siebie w roli ojca.
To co mówią jej rodzice, mam to gdzieś, nie rozdzielą nas, nigdy.
-Justin?-Spytał dobrze, znany mi głos.
-Co?-Powiedziałem, odwracając się w kierunku, postaci.
-Obudziła się-Powiedział Jake.
Ja natomiast, natychmiast udałem się do sali, od razu znalazłem się przy łóżku
chwytając dłoń, szatynki.
-Skarbie-Wyszeptałem, całując jej dłoń.
-J-justin-Powiedziała z ledwością.
-Shh, cichutko-Powiedziałem.
Nie minęło pięć minut, jak jej rodzice znaleźli się w sali, od razu nie pewnie
ręcz musiałem odsunąć się od niej.
-Co ty tu robisz, chyba ci już coś powiedziałam-Powiedziała kobieta, z nienawiścią.
-Nie możecie mi zabronić-Powiedziałem.
-Idź stąd-Odparła.
-Justin, chodź, matka tego nie zrozumie-Powiedział szatyn, po czym chwycił mnie za ramie.
**
Nie posłuchałem, nikt mi nie zabroni się z nią widywać, będziemy mieć dziecko.
-Jak taka, wredna kobieta mogła cię, wychowywać-Powiedziałem.
-Jest już taka, z resztą ona nie jest moją matką, tylko mnie wychowała-Powiedział.
-Gdyby wiedziała, że pieprzysz jej córkę..-Mówiłem, lecz nie skończyłem.
-Przestań-Powiedział.-Oboje ją kochamy, nie cofnę tego Bieber, ale to z tobą ma
dziecko, więc nie będę wchodził wam w drogę-Dodał.
-To oczywiste, nikomu nie wybaczałem, jak do tej pory. Z resztą już byś
dawno gryzł, ziemie-Powiedziałem.
-To jest chore-Powiedział.
-To jest, pojebane-Odparłem, lepszym słowem.-Myślałem, że jesteś moim przyjacielem,
że dla niej będziesz zawsze bratem, a ty posunąłeś się, do takiej sytuacji-Dodałem.
-Nie wiem sam dlaczego, tak-Odparł tłumacząc.
-Ale wyszło tak, chociaż wiem, że twoja mięta do niej, nasilała się z dnia, na dzień-Powiedziałem.
-Nie mówmy już o tym, Justin-Powiedział.-Nie będę wam wchodził, w drogę-Dodał.
**

*Sen*


Victoria P.O.V



Boże gdzie ja jestem, ciemne zakątki, długi korytarz, jakiś cholerny labirynt?
Słyszę krzyki, dobrze znane mi, głosy, idę, a raczej biegnę.
-Justin, Jake?-Pytałam się sama siebie.
Tak to oni.
Obaj zakrwawieni, obaj bijący się.
-Przestańcie!-Krzyknęłam.
Nie minęła sekunda, jak Justin chwycił mnie za włosy i mocno pociągnął.
-Ty suko!-Krzyknął, po czym rzucił mnie na ziemie.
-Błagam-Wyszlochałam.
-Będziesz błagać, jak będę cię zabijał-Odparł.
-Jake?-Spytałam przerażająco, kierując się do szatyna.
On natomiast tylko, patrzył przy czym szyderczo się uśmiechał.
-Najpierw on, potem ja-Powiedział Justin.
-Co chcecie zrobić?-Spytałam z przerażeniem.
-Dobrze wiesz-Odparł, uśmiechając się.
-Boże-Powiedziałam cicho, przez łzy.
-Nie mogę się tobą dzielić, więc nie będziesz nikogo-Powiedział
klękając przy mnie.-Moja księżniczka-Dodał, szeptając.
-Nie wątpię Jake, że twoja też-Powiedział, śmiejąc się.

**


Naglę, znalazłam się w pozycji siedzącej, tylko krzyknęłam.
-Boże-Powiedziałam.
-Co się stało kochanie?-Odparła kobieta.
-Miałam straszny sen-Powiedziałam, przy tym mocno oddychając, ze
strachu.
-Spokojnie-Powiedziała.
-Gdzie jest Justin?-Spytałam.
-Kochanie, to nie jest chłopak dla ciebie-Powiedziała.
-Chcę się z nim zobaczyć-Powiedziałam.
-Nie ma mowy-Odparła.
-Mamo, błagam cię-Powiedziałam, błagalnym głosem.
-Dobrze, tylko chwile-Westchnęła, po czym wyszła.
Nie minęło kilka minut, jak Justin nie pewnie wszedł, do sali i usiadł
na krześle.
-Justin-Powiedziałam.-Wybacz za moją matkę-Dodała.
-Daj spokój, jak się czujesz?-Spytał.
-Lepiej-Odpowiedziałam.
-Wiesz, że jesteś w ciąży-Powiedział.
-Mama mi powiedziała-Odparłam, po czym z moich powiek, zaczęły spływać łzy.
-Nie płacz-Odparł.
-Skrzywdziłam się-Odparłam.
-Przestań-Powiedział, chwytając mnie za rękę.
-Przepraszam-Odparłam.
-Zapomnijmy-Powiedział.-Teraz wszystko się zmieni-Dodał.
Ja natomiast tylko, kiwnęłam głową.
-Miałam okropny sen-Powiedziałam.-Chciałeś mnie zabić-Dodałam.
-To tylko sen-Powiedział.-Teraz śpij-Dodał.

**


Justin P.O.V



Wyszedłem z sali, od razu kierując się w kierunku wyjścia na zewnątrz.
Wyciągnąłem z kieszeni, fajkę i zapalniczkę, po czym od razu zaciągnąłem się.
-Daj mi bucha-Powiedział Jake.
-Masz całego-Powiedziałem, po czym dałem mu całą, fajkę.
-Dzięki-Rzucił, przy czym zaciągnął się.
**
Godzinę później

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, cały czas byłem w szpitalu, najbardziej
byłem skupiony, na dziecku, które jest w drodze.
Nigdy nie planowałem mieć, dzieci, ale to że jednak będę miał, to jeszcze do mnie
nie docierało.
-Hej-Powiedział dobrze znany mi głos.
-Victoria?-Spytałem.
-Mam dość leżenia-Odparła.
-Nie wątpię-Powiedziałem.
-Byłam na USG i jest, mała plamka-Powiedziała.
-Dziecko-Odparłem.
-Nie wiem co teraz zrobię-Odparła.
-Spokojnie, damy radę-Odparłem.

**













(CZYTASZ-KOMENTUJESZ)



Witam kochani was, wybaczcie jeszcze raz że mnie długo nie było, brak czasu.
Cóż o to mamy nowy rozdział, przypominam że to już końcówka i nie długo koniec
ff. Nie zapominajmy, że piszę kolejną historię.
Co do rozdziału, jak wam się podoba?
No więc do nn, całuski.




6 komentarzy:

  1. Meeeeega <3 Czekam juz na nastepny !! <3 Jestem bardzo ciekawa co bedzie dalej :D :D Uwielbiam <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Justin Bieber pochodzi z ułożonej, zamożnej i pobożnej rodziny. Nic by nie wskazywało na to, że wybierze takie życie jakie wybrał. Wyrachowany, agresywny, nieobliczalny, żyjący w kryminalnym świecie młody mężczyzna marzy tylko o tym aby wstąpić w szeregi mafii. Przeszkadza mu tylko, że nie jest czystej krwi Włochem. Wie, że musi być naprawdę dobry, aby wkupić się w łaski dona, co ciągnie za sobą serię morderstw, kradzieży i zamieszek z jego strony. Gdy tylko mu się udaje dostaje swoje pierwsze zadanie, po którym od razu trafia za kratki. Justin liczył na morderstwa, zastraszanie, handel narkotykami i żywym towarem długimi latami, a nie liczenie cegieł więziennej ściany. Jednak nawet nie odsiaduje miesiąca, gdy odwiedza go dosyć nietypowa osoba.
    Doradca prezydenta Stanów Zjednoczonych.
    Chłopak dostaje propozycję. Dosyć nietypową. W zamian za wolność ma porzucić czarne interesy, wrócić do szkoły i pilnować Skylynn Hall- córkę prezydenta. Z pozoru poukładaną nastolatkę, która marzy tylko o pokoju na świecie i podtrzymaniu gatunku puszczyka plamistego. Mimo, że z uprzedzeniem, Justin zgadza się i szybko tego żałuje, gdy dochodzi do starcia pomiędzy nim, a dziewczyną. Już po kilku zamienionych zdaniach ma ochotę rozszarpać ją gołymi rękami i nic nie idzie w dobrym kierunku. Mimo, że sam nie jest świętoszkiem aroganckie zachowanie Skylynn doprowadza go do białej gorączki.
    Zapraszam i przepraszam za spam xx
    http://all-of-the-lights-baby.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Nie mogę uwierzyć, że to już końcówka. Mam nadzieje, że wszystko sie dobrze skończy.

    OdpowiedzUsuń
  4. kiedy bedzie nastepny? :( nie moge sie juz doczekac :(

    OdpowiedzUsuń