piątek, 20 listopada 2015

Rozdział 52

https://www.youtube.com/watch?v=g_-OB3YH9Dk

Justin P.O.V



Rozmawialiśmy z Victorią, o tym co dalej będzie.
Zapewniałem ją, że będzie dobrze i jakoś damy radę.
Nie obchodzą mnie jej starzy, mają problem skoro
nie akceptują mnie.
-Wszystko okej?-Spytałem kierując się do, szatynki.
-Nic chyba nie jest okej, Justin-Odpowiedziała, blado
odwracając głowę w drugą, stronę.
-Będzie kochanie-Powiedziałem chwytając ją, za rękę.
-Miejmy taką, nadzieje-Odparła.
-Zaraz do ciebie wrócę-Powiedziałem, po czym wyszedłem
z sali.
Udałem się na zewnątrz szpitala, wyciągnąłem z kieszeni fajkę
i zapalniczkę, przy czym mocno się zaciągnąłem.
Oparłem się o barierkę, nie zauważając ktoś złapał mnie za ramię.
Odwróciłem się w drugą stronę aby zobaczyć kto to.
-Cody?-Spytałem.-Co ty tu robisz?-Dodałem.
-Przyjechałem-Odpowiedział.-Jake mi powiedział, że tu
jesteście-Dodał.
Ja natomiast tylko kiwnąłem głową.
-Jak się czuję, Victoria?-Spytał.
-Już dobrze-Odpowiedziałem, patrząc przed siebie.
-Będę miał dziecko-Powiedziałem.
-Co?-Spytał, wytrzeszczając oczy.
-To co słyszałeś-Powiedziałem.
-Nie wierzę-Powiedział, przykładając dłoń do ust.
-To uwierz-Odparłem.
-To ładnie-Powiedział, z lekkim szokiem.
**
Nie minęły dwie godziny, jak ja, Jake i Cody byliśmy cały czas na oddziale.
-Ile to może trwać, no kurwa ile-Powiedziałem nerwowo, waląc pięścią o ścianę.
-Uspokój się, to nie jest takie proste-Powiedział Cody, próbując uspokoić.
Czekanie doprowadzało mnie do szału.
Nagle z sali dwieście dziesięć, wyszła Victoria.
-Kochanie-Wyszeptałem, z lekkim uśmiechem i od razu udałem się w jej stronę.
-Justin-Odparła.
Bez zastanowienia przytuliłem dziewczynę, Jake i Cody przyglądali się uważnie,
po czym sami podeszli w naszym kierunku.
-No i jak tam księżniczko się czujesz?-Spytał Cody.
-W miarę, jest okej-Odparła blado.
**



Victoria P.O.V



Minęło już dwa miesiące odkąd wyszłam ze szpitala.
Cały czas rozmyślałam nad tym wszystkim, nie długo zostanę mamą,
wszystko już jest przygotowane.
Rodzice jakoś mi pomagają, Justina do tej pory nie tolerują, ale nie mogę
powiedzieć, że jest okej.
Jake mieszka razem z nami, ale do tej pory odkąd wyszłam ze szpitala, nie
wspominał o tym co się miedzy nami wydarzyło.
-Victoria!-Krzyknęła mama, z dołu.
-Idę-Krzyknęłam, wstając od biurka.
Zeszłam na dół, kierując się w stronę salonu.
-Justin przyszedł, stoi pod drzwiami-Powiedziała oschle mama.
Bez zastanowienia udałam się w stronę drzwi.
-Witaj-Powiedział uśmiechając się.
-Hej-Odparłam.
Chłopak od razu musnął moje wargi, przytulając mnie również do siebie.
-Mój mały synek rośnie z każdym dniem-Powiedział, masując wystający brzuch.
-Kopnął-Odparł, uważnie przyglądając się.
Widziałam na jego twarzy radość, szczęście nie wiem sama jak to opisać, nie
poznawałam go wtedy, zmienił się i to na lepsze.
-Wpadniesz dziś do mnie?-Spytał.-Jeśli ci rodzice pozwolą-Dodał.
-Jasne-Powiedziałam.
Nie spodziewanie z domu wyszedł Jake, spojrzał na nas mierząc mnie i Justina.
Niby niezręczna sytuacja, ale samo uczucie jakie mnie w tamtym momencie ogarniało,
było niebywałe, dziwne.
Chłopak nie odezwał się ani słowem, po prostu spojrzał i poszedł przed siebie.
Czułam, że jest mu z tym wszystkim źle, ale nie winiłam go za to, nadal
jest dla mnie ważny i zawsze będzie.
Wszystko się pozmieniało, nie jest już tak jak dawniej, może to i lepiej, może
i nie..
Powiem szczerze, nie jest wcale idealnie, ale mam dla kogo żyć, mój synek, który
wkrótce pojawi się na świecie, jest dla mnie najważniejszy.

**
Nastał wieczór, spojrzałam w lustro przyglądając się uważnie.
Nagle do pokoju weszli moi rodzice, napięcie się odwróciłam, od razu
patrząc na nich.
-Córeczko, musimy porozmawiać-Powiedział tata.
-Tak?-Spytałam, oczekując na odpowiedź.
-Słuchaj. Stwierdziliśmy z mamą, że nie powinnaś spotykać się
z Justinem-Powiedział.
-Co?-Powiedziałam, podnosząc głos.
-To nie jest idealny chłopak-Powiedziała mama, przekonującym głosem.
-Przestańcie!-Krzyknęłam.
Jakoś do tej pory jeszcze tolerowali Justina, a teraz nagle nie chcą znów,
żeby się  nim spotykała, to jest chore.
-Kochanie, uspokój się, wiem że to trudne, ale ten chłopak, naprawdę
nie jest dla ciebie. Fakt jest ojcem dziecka, ale lepiej jakby nie widywał
się ani z tobą, ani jak mały przyjdzie na świat-Powiedział ojciec.
-Nie możecie tak mówić, nie znacie go dobrze, zmienił się, jest inny-Powiedziałam.
-Ludzie się nie zmieniają-Odparła mama.
-Widocznie, niektórzy tak-Odparłam.-Idźcie już-Dodałam, siadając na łóżku.
Mama z tatą bez słowa wyszli z pokoju.
Nie mogłam uwierzyć, że znów chcą mnie rozdzielać z Justinem, ale nie
dopuszczę do tego.


**




Justin P.O.V




Siedziałem na kanapie, oglądając przy tym coś w telewizji.
-Ej stary co tak siedzisz?-Spytał znajomy mi głos.
-Czekam na Victorię-Odpowiedziałem.
-Wciąż nie mogę uwierzyć, że będziesz ojcem-Odparł Cody.
-Nie do pomyślenia, wiem, ale cieszę się-Powiedziałem.
-Nie poznaję cię, odkąd pamiętam, nie lubiłeś dzieciaków-Powiedział, siadając
obok mnie.
-Zmieniłem się, Cody-Westchnąłem.
-To chyba dobrze-Odparł, klepiąc mnie po ramieniu.
Nie minęło piętnaście minut, jak Victoria zjawiła się już u mnie
w domu.
-Jestem-Powiedziała blado, szatynka.
-Coś się stało, kochanie?-Spytałem od razu podchodząc
do dziewczyny.
-Tak-Powiedziała spuszczając głowę, w dół.
-Co takiego?-Spytałem, oczekując odpowiedzi na pytanie.
-Widzisz, rodzice nie chcą żebyśmy się spotykali, a szczególnie, zebyś
nie widywał dziecka jak się urodzi-Powiedziałam ze łzami w oczach.
-Co?!-Wrzasnąłem.-Było w miarę okej, a teraz znów zaczyna się-Dodałem.
Nie wierzę, nie pozwolę na to, nie dopuszczę do tego, na pewno nie.
-Nie rozdzielą nas-Powiedziałem, przez zaciśnięte zęby.
-Wiem-Odparła, a z  jej powiek zlatywały pojedyncze łzy.
-Spokojnie-Odparłem przytulając dziewczynę do siebie.
**
Siedzieliśmy z Victorią, na kanapie przez dwie godziny.
Chwilę później, Cody razem z Jake"m pojawili się.
Spojrzałem na chłopaka, który również patrzył na mnie.
Sam nie wiem, dlaczego ta nienawiść do niego wciąż we mnie
tkwi.
Poszedłem do kuchni, nalałem do szklanek soku, po czym od razu odwróciłem
się na piecie, idąc w stronę dużego pokoju, na drodze stanął mi Jake.
-Dlaczego tak patrzysz?-Spytałem.
-To ty na mnie patrzysz-Odpowiedział, zakładając ręce na klatce piersiowe, opierając
się  o ścianę.
-Mógłbyś już sobie odpuścić-Powiedział po chwili.
-Odpuściłem, co było to minęło-Odparłem.
-Nie chce mi się coś w to wierzyć, Justin-Powiedział.
-To uwierz-Powiedziałem oschle.
-Uwierzę, jak zobaczę-Odparł.
-Taa..-Rzuciłem i poszedłem przed siebie.



**








(CZYTASZ KOMENTUJESZ)

Witam kochani, wybaczcie że mnie tak długo
nie było, brak czasu i również brak weny, mam nadzieje,
że jeszcze ktoś został i będzie do końca.
Zamierzam dobiec do końca z tą historią.
Jeszcze raz was przepraszam, jeszcze tylko kilka rozdziałów i
koniec histori Justina i Victorii.
Kocham was kochani i pozdrawiam, do nn.

          











4 komentarze:

  1. Tak bardzo nie mogłam się doczekać !! Uwielbiam twojego bloga ♥♥ czekam na nastepny ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. w końcu jest <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Chciałabym zaprosić Cię serdecznie do siebie na moje opowiadanie o Justinie. Już jest 1 rozdział!
    OPIS: Cassie zmuszona jest przeprowadzić się wraz z rodzicami oraz rodzeństwem do Los Angeles, a wtedy wszystko się zmieni...
    Opowiadanie znajdziesz na:
    > BLOGU: http://jb-be-yourself.blogspot.com
    > WATTPADZIE: https://www.wattpad.com/story/87513216-jb-be-yourself
    Zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń