wtorek, 3 marca 2015

Rozdział 22

Justin P.O.V


Patrzyłem w jeden punkt, nie zwracając na nic innego
uwagę. Myślałem, tylko myślałem o niej sam w to nie
wierzyłem że tak może mi na niej zależeć, ale mój
błąd traktowania jej, jak przedmiot.
Dość ona ma wiedzieć, że należy tylko do mnie.
Co jeśli mnie opuści? Jeśli odejdzie?
Nie to nie możliwe, nigdy nie odejdzie, nigdy.
Zszedłem z góry, prosto do salonu usiadłem na
sofie, przecierając dłonią twarz.
-A tobie co?-Spytał dobrze znamy mi głos.
-Nic-Burknąłem pod nosem, rozmyślając.
-No jak to. Widzę-Powiedział Cody siadając
tuż obok mnie.
-Kurwa, no nic!-Wrzasnąłem rzucając poduszką.
-Uspokój się-Powiedział.-Wyluzuj-Dodał klepiąc
mnie po ramieniu.
-Jestem spokojny-Warknąłem patrząc na blondyna.
-Masz obsesję na jej punkcie, widzę-Powiedział.
-Jest moja, tylko moja-Odparłem wstając i idąc
w kierunku drzwi.
Zatrzasnąłem drzwi za sobą i udałem się do mojego
auta, które stało przed domem. Wsiadłem do
samochodu, zacisnąłem pięści na kierownicy, nerwową
ją szarpiąc.
,,Jesteś moją jedyną miłością, którą kocham''

**


Victoria P.O.V



Zeszłam na dół, i zobaczyłam rodziców którzy
znajdowali się już w salonie.
-Witajcie-Powiedziała mama.
-Hej mamo-Odparłam blado. Nic
dziwnego, byłam wściekła już z powodu i Justina
i Jake'a. Nie mogłam pozbierać się myślami, po prostu
nie mogłam, mój brat znów bierze narkotyki. To jest
okropne, jeszcze Justin człowiek którego kochałam
podniósł na mnie rękę. Tak naprawdę w głębi duszy znów
chciałam uciekać daleko stąd, sama nie wiem co właściwie
się działo, jak moje życie znów zaczęło się komplikować.
Miało być idealnie, zmieniło się w gorsze.
Pomogłam mamie się rozpakować, odłożyłam wszystkie
rzeczy na miejsce, tam gdzie powinny się znajdować.
-Córeczko co ty masz, na policzku-Spytała mama.
-Nie nic, podbili mi piłką jak grałam-Powiedziałam
odwracając głowę.-Pójdę do siebie, dobranoc-Dodałam
i szybkim ruchem poszłam do swojego pokoju.
Po jakiś pięciu minutach, w drzwiach stanął Jake.
Spojrzałam na chłopaka, przetarłam łzę od razu
siadłam na łóżku.
-Czego chcesz?-Spytałam pociągając nosem.
-Zrozum ja tego nie biorę, to nie moje-Powiedział
tłumacząc się. Szatyn podszedł do mnie, siadając
obok mnie na łóżku.
-Jesteś moim bratem, martwię się-Odparłam łamliwym głosem.
-Też martwiłem się o ciebie, kochanie-Powiedział.
-Zawsze, ale to zawsze będziesz moją małą, słodką siostrzyczką,
którą kocham-Dodał po chwili, przytulając mnie do siebie.
-Zmieniłeś się-Powiedziałam przytulając chłopaka.
-Bardzo-Dodałam.
Chłopak cicho westchnął, nie odpowiadając już.
-Ale zawsze będziesz, kimś ważnym-Powiedziałam.
-Pójdę już, dobranoc-Powiedział odchodząc.
Ja natomiast, przebrałam się, weszłam do łóżka nakrywając
się kołdrą. Długo nie mogłam zasnąć.


**


Justin P.O.V



Zdecydowałem jednak, że pójdę do niej mimo wszystko
ona mi wybaczy wiem to, po prostu to kurwa wiem.
Poszedłem, a raczej wślizgnąłem się po małym daszku
gdzie zawsze, to robiłem po dosłownie kilku minutach
znalazłem się w pokoju, Victorii.
Podszedłem do łóżka, spojrzałem na jej niewinną twarz, była
taka piękna, taka idealna i wyłącznie tylko moja.
Zdjąłem delikatnie z niej kołdrę, która znajdywała się
na dziewczynie, spojrzałem na nią była wyłącznie tylko
w bieliźnie, jej seksowne ciało doprowadzało mnie do obłędu,
sam nie wiem, ale potrafiła mnie rozpalić.
Przejechałem dłonią po jej ciepłym, delikatnym ciele.
Delikatnie zsunąłem jej ramiączko, z ramienia. Po chwili
dziewczyna dosłownie wzdrygnęła, od razu odsuwając się
ode mnie.
-Co,co do cholery tu robisz?-Spytała, wręcz cicho wrzasnęła.
-Skarbie-Powiedziałem, przybliżając się do dziewczyny.
-Nie zbliżaj się-Odparła, wstając z łóżka.-Wynoś się, przysięgam
że zaraz zacznę się drzeć-Dodała odsuwając się.
-Krzycz. Wybacz mi nie chciałem cię uderzyć, byłem
po prostu zazdrosny-Odparłem ponownie idąc w kierunku
szatynki.
-O Charliego, przestań-Powiedziała.-Nie musiałeś mnie
bić-Syknęłam cicho.
-Przepraszam-Powiedziałem, wręcz błagalnym głosem.
-Tyle razy wybaczałam-Odparła.
-Wiesz że się kochamy, sama o tym dobrze wiesz-Odpowiedziałem.
Dzieliły nas dosłownie kilka centymetrów, dziewczyna już
nie odsuwała się, stała nie ruchomo spoglądając mi w oczy.
Objąłem delikatnie twarz dziewczyny, ona tylko
patrzała wpatrywała się, wiedziałem dobrze że uległa,
już z powrotem odzyskałem jej zaufanie.
Bez żadnego zastanowienia, nachyliłem się nad dziewczyną i
delikatnie musnąłem jej wargi.
Poczułem jak ona również odwzajemnia pocałunek,
uniosłem Victorię, ona natomiast objęła nogami moje biodra,
delikatnie położyłem ją na łóżko, od razu kładąc się na niej.
-Kocham cię-Szepnąłem, całując ją.
-Justin...-Powiedziała cicho, po chwili.-Shh, cichutko-Odparłem
przerywając jej.
-Przestań, idź lepiej-Odparła.
-Nie chcesz?-Spytałem.
-Nie dzisiaj, wybacz-Powiedziała.
-Dobrze, ale nie wygonisz mnie zostaje na noc-Odpowiedziałem
całując ją.
-Jutro wstaje do szkoły-Odparła głaszcząc delikatnie mnie
po głowie.
-To do niej nie pójdziesz-Odparłem, a na mojej twarzy pojawił się
cwany uśmiech.
-Oszalałeś-Odparła.
-Jeszcze raz cię przepraszam-Powiedziałem przeczesując
kosmyk jej włosów na bok.
-Wybaczyłam-Rzuciła krótko.
Wtuliłem się w jej delikatne, ciepłe ciało po chwili
oboje z Victorią poszliśmy spać, długo jeszcze patrzyłem
jak zasypia.
Kocham ją, tak cholernie ją kocham, a była tylko na chwile.
Teraz to jest, ale na dłuższą chwilę.
-Śpij księżniczko-Szepnąłem całując w czoło.


**



Victoria P.O.V


Obudziłam się wtulona w ciepłe ciało, Justina
znów to zrobiła, po prostu znów uległam sama jestem
sobie winna, każdemu ufam, wszystkim wybaczam.
-Justin?-Szepnęłam cicho, szturchając delikatnie chłopaka.
Szatyn delikatnie otworzył oczy, spojrzał na mnie z uśmiechem
po chwili uniósł głowę, i musnął delikatnie moje usta.
-Idź już, jest siódma muszę iść do szkoły-Powiedziałam.
-Mówiłem nie pójdziesz dziś-Odparł.
-Muszę-Odpowiedziałam podnosząc się lekko.-Mama zaraz
wejdzie, idź-Dodałam wstając z łóżka.
-I co?-Powiedział przeciągając się.
-Jak to co, oboje zostaniemy powieszeni-Odparłam uśmiechając się.
-Za dwadzieścia minut zobaczymy się-Powiedział
ubierając się.-Zabiorę cię gdzieś-Dodał mrugając
okiem.
-Ale..-Powiedziałam.
-Nie ma ale-Odparł od razu mi przerywając.
-Do zobaczenia-Dodał wychodząc przez okno.
Ja natomiast westchnęłam cicho, do słownie
po chwili do pokoju weszła mama, ale mieliśmy
szczęście.
-Idziesz do szkoły, Tori?-Spytała
-Tak idę, już schodzę na dół-Odparłam zabierając
torbę ze sobą.
Zeszłam na dół, przy stole siedział mój brat, spojrzał
tylko w moim kierunku uśmiechając się blado ja również
odwzajemniłam uśmiech.
-To ja będę lecieć, na razie-Rzuciłam krótko, wychodząc
z kuchni w stronę przedpokoju.
Założyłam na siebie swoje ulubione Vans'y, i wyszłam z domu.
Stałam przed bramką, tuż przed domem Justina i czekałam
cierpliwie na chłopaka. Po jakiś pięciu minutach chłopak
wyszedł z domu, od razu uśmiechając się cwano w moim
kierunku.
-Witaj ponownie, kochanie-Powiedział podchodząc do mnie.
-Hej-Rzuciłam uśmiechając się.
-Wsiadaj-Powiedział otwierając mi przednie drzwi, od samochodu.
Ja bez zastanowienia wsiadłam do auta, zamykając za sobą drzwi.
Justin również wsiadł do auta, zapiął pasy i ruszyliśmy.
-Dokąd mnie zabierasz o tej porze?-Spytałam.
-Zobaczysz-Powiedział tajemniczo.
-Brzmi groźnie-Odparłam parskając śmiechem.
-Tajemniczo-Powiedział śmiejąc się.
-Powinnam być już w szkole-Powiedziałam.
-Dziś jesteś tylko, moja-Odparł zagryzając dolną wargę.
Po trzydziestu minutach dotarliśmy, do jakiegoś dziwnego miejsca
w sumie była to droga przez las, nie daleko było widać mały
mostek ciemno brązowy. Fakt było rano słońce dopiero wschodziło,
Justin zaparkował nie daleko mostu swój samochód, wysiadłam z pojazdu
założyłam ręce na piersi, opierając się o auto.
Szatyn momentalnie podszedł do mnie, przydusił mnie delikatnie
obejmując mnie w pasie.
-Ten ślad, który ci zrobiłem-Powiedział przejeżdżając opuszkami
palców, po moim poliku.-Przepraszam-Dodał.
-Justin, daj spokój. Przecież wybaczyłam-Powiedziałam
obejmując jego szyję, swoimi dłońmi.
Szatyn delikatnie musnął moje wargi, gdzie ja od razu odwzajemniłam
pocałunek.
Po chwili zobaczyłam jak ktoś nadjeżdża znajomym autem, to było
auto Jake'a.
Nie rozumiałam co on tu robi, może umówił się z Justinem, fakt
Ta sytuacja owszem była dziwna dla mnie.
Jake wyszedł z auta, zatrzaskując drzwi od razu idąc
w naszym kierunku.
-Co ty tu robisz?-Spytałam ze zdziwieniem.
-Prosiłem żeby przyjechał-Powiedział Justin.
-Dziwne, najpierw się nienawidzicie, a teraz nagle
staliście się najlepszymi kumplami-Powiedziałam.
-Sama chciałaś żebyśmy się dogadali-Odparł
Jake.-Więc o co ci chodzi?-Spytał.
-Nie nic-Rzuciłam krótko patrząc złowrogo na
chłopaka.
-Zaraz. Justin czy ty właśnie dajesz Jake'owi narkotyki?-
Spytałam, wszystko zaczęło mi się układać. Odkąd Jake
zaczął dogadywać się z Justinem, zmienił się sama to
wiem i to widzę, wiem jaki jest.
-Co o czym ty mówisz?-Spytał zdziwiony.
-Obaj mnie nie okłamujcie, przecież wiem jak
jest, głupia nie jestem-Powiedziałam.
-Nie prawda, już ci mówiłem wczoraj że to nie moje-Odparł
Jake.
-Znam twoją przeszłość, wiem co robiłeś-Odparłam.
-Przecież byliście kiedyś przyjaciółmi-Dodałam.
-Przestań, i co że byliśmy?-Spytał.
-Ćpałeś-Rzuciłam spoglądając w dół.
-To było kiedyś-Odparł.-I nie wracam do przeszłości-Dodał.
-Przyjechałeś tu po to, żeby dał ci to czego chcesz-Powiedziałam
odsuwając się.
-Co ty wygadujesz?-Spytał podniesionym głosem.
-Dobrze wiesz-Odparłam.
-Odbiło ci?-Syknął.-Oszalałaś-Dodał.
-Kochanie uspokój się, przecież...-Powiedział, ale nie dałam
Justinowi skończyć.
-Nie!-Wrzasnęłam.-Wszystko mi się układa, obaj jesteście
dziwni, jestem pewna że macie to gówno, że ćpacie-Powiedziałam.
-Przestań-Rzucił Justin, łapiąc mnie za łokcie.
-Puść!-Syknęłam wyrywając się.-Wiem wszystko, ja wiem-Dodałam.
Wiedziałam że Justin daje te świństwa Jake'owi, wszystko
było jasne, a tamta noc w której Justin próbował mnie skrzywdzić,
kiedy z nim pojechał, widziałam był kompletnie z ćpany.
Jestem idiotką miałam ochotę uciec stamtąd.
-Zwariowałaś, kompletnie oszalałaś-Odparł Jake.
-Dajcie mi spokój-Rzuciłam odwracając się napięcie.
-Gdzie się wybierasz?-Spytał podniesionym głosem, szarpiąc
mnie.
-Zostaw mnie!-Wrzasnęłam.-Przed siebie idę-Dodałam
wyrywając się.
-Nigdzie nie idziesz!-Krzyknął szarpiąc mnie za rękę.
-To mnie boli-Powiedziałam.
Justin wręcz w brutalny sposób rzucił mnie na maskę samochodu,
bałam się Jake patrzał złowrogo na mnie.
-Chcę wracać-Powiedziałam łamliwym głosem, trzymając się
za opuchnięte nadgarstki.
-Uspokój się, wyluzuj-Powiedział Jake, podchodząc do mnie.
-Po co mówisz, i oskarżasz o takie rzeczy-Dodał zbliżając się.
-Odejdź-Powiedziałam odwracając głowę.
-Wczoraj byłem idealnym bratem, dziś mnie nienawidzisz-Powiedział
przeczesując kosmyk moich włosów za ucho.
Czułam jak serce wali mi, jakby miało zaraz wyskoczyć
bałam się własnego brata, i również Justina.
Nie wiem czemu, ale w jednej chwili momentalnie uderzyłam
z całej siły mojego brata, po prostu odważyłam się na to sama
byłam zdziwiona chciało mi się płakać, zrobiłam to za co?
nie wiem.
Chłopak złapał się za policzek jedną dłonią, spojrzał na mnie
tak jakby miał mnie zaraz zabić.
-Co ty wyprawiasz?-Syknął pytając.-Suka-Dodał.
To co usłyszałam z jego własnych ust, nie wierzyłam
po prostu nie wierzyłam w to co się dzieje, tu i teraz.
-Jak mogłeś?-Spytałam łzy momentalnie zaczęły mi lecieć,
jak strumień.
-A ty mogłaś?-Spytał.
-Nienawidzę was!-Krzyknęłam.
-Kochanie-Powiedział Justin chwytając mnie za włosy.
-Kochasz-Dodał szepcząc mi do ucha.-Po prostu kochasz-
Kontynuował.
-Jake mógłbym to zrobić, ale nie chcę jej skrzywdzić-Powiedział
w stronę Jake'a.
-Robisz z nią co chcesz, ale gdybym nie był jej bliskim...-Powiedział
zatrzymując się.-Zrobił bym to samo-Dodał uśmiechając się.
Boże nie wierzyłam, proszę powiedz że to sen tylko zwykły
chory koszmar.
-Przecież nic ci nie zrobimy-Powiedział Justin.-Kocham cię
przecież kotku-Dodał całując mnie.
W jednej chwili, udało mi się wyrwać z rąk Justina, biegłam przed
siebie,biegłam ile mogłam.
Widziałam że po chwili oni również biegli za mną, biegnąc
nie zauważyłam kamienia który stał, potknęłam się.
Gdy tylko chciałam wstać obaj znaleźli się nade mną.
-I gdzie chcesz uciekać?-Spytał Justin.-Wstawaj-Powiedział
szarpiąc.
-No już dobrze kochanie, już dobrze nie płacz, trzeba było
nie zaczynać-Dodał przytulając mnie do siebie.
-Nie róbcie mi krzywdy, błagam-Powiedziałam
wręcz błagalnym głosem, zaczęłam po prostu płakać
to co się działo, było koszmarem.
-Nie mógłbym skrzywdzić własnej, kochanej siostrzyczki-Powiedział
Jake, gładząc mnie po włosach.
Dlaczego, Jake nie mógł udawać kochanego brata, gdzie się podział
ten chłopak który zawsze bronił, a Justin?
Chłopak którego kocham, nie znałam ich z tej strony.
-Nic się nie stało-Powiedział Justin.-Będziesz grzeczną
dziewczynką?-Spytał ocierając moje łzy, swoją
ręką. Ja kiwnęłam tylko, nie mówiąc już nic, kompletnie
nic.
-Dobra Bieber zawieź ją do domu-Rzucił Jake odpalając
fajkę.
-Spokojnie zawiozę-Powiedział również zapalając papierosa.
-A ty ani słowa rodzicom-Powiedział w moim kierunku
Jake.-Jasne?-Dodał pytając.
Kiwnęłam głową, siadając do auta Justina.



**


 











Witajcie, no to mamy kolejny rozdział, bardzo liczę na komentarze chociaż
chciałabym wiedzieć, że jest was kilku co do rozdziału jak wam się podoba?
Starałam się jak mogłam, znamy teraz oblicze naszego Jake'a.
Pozdrawiam i całuję do następnego
xoxo.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz