niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 26



Justin P.O.V




-Więc gdzie mam skręcić?-Spytałem.
-W prawo-Powiedział Jake, wskazując
palcem gdzie dokładnie mam skręcić.
Jechaliśmy prawie pół dnia, fakt droga stawała
się coraz bardziej nudniejsza, chciałem jak najszybciej
być już z nią, przytulić do siebie.
-Tak to tutaj, Hartford-Powiedział po chwili szatyn
-Więc gdzie mieszka ciocia?-Spytałem.
-Skręć w tą mała uliczkę-Powiedział.
Zrobiłem tak jak kazał mi Jake, skręciłem w niewielką
uliczkę, przed nami ciągnął się las jechaliśmy
dosłownie jakieś dobre piętnaście minut.
-O widzę tam ten biały niewielki dom-Powiedział
po chwili.-Widzisz-Spytał.
-Widzę-Odparłem.
-Stań przy płocie-Powiedział szatyn.
Zaparkowałem samochód, nie daleko domu
w którym znajdowała się Victoria.
-Słuchaj na razie nie pokazuj się jej-Odparł
wysiadając z samochodu.
-Chcę ja zobaczyć-Powiedziałem.
-Justin, nie teraz-Odparł wyciągając fajki z kieszeni.
-A kiedy?-Spytał,-Nie mogę czekać-Dodałem.
-Możecie mi powiedzieć jak długo tu będziemy?-Spytał
Cody wysiadając z auta.
-Ledwo co dojechaliśmy, a ty chcesz już wracać-Odpowiedziałem.
-Dobra już się nie odzywam-Powiedział po chwili machając ręką.
-Wydaje mi się, że w domu nikogo nie ma-Powiedział szatyn, spoglądając
na dom.-Światła są zgaszone-Dodał patrząc i odpalając fajkę.
-Więc idziemy sprawdzić-Powiedziałem od razu przeskakując płot.
-Czekaj!-Syknął wyrzucając papierosa gdzieś na bok i od razu
bez zastanowienia, poszedł za mną.
Razem z Jake'm zaczęliśmy patrzeć po oknach czy jest ktoś w domu,
nie było nikogo.
-Nie ma nikogo-Odparł chłopak.
-Słyszysz?-Spytałem po chwili.
-Co?-Spytał.
-Muzykę-Powiedziałem.
-Chyba wiem skąd dochodzi-Odparł idąc za dom.
Poszedłem za Jake'm, gdy znaleźliśmy się już za domem
zobaczyliśmy, pełno ludzi za płotem i głośną muzykę.
Fakt słyszeliśmy jakieś dźwięki, ale nie sądziliśmy
że stamtąd może dochodzić.
-Dobra nie ma co, idziemy tam-Powiedział patrząc na mnie.
Wybiliśmy się w tłum ludzi, ja tylko szukałem Victorii może gdzieś
tutaj była, rozglądałem się dookoła za dziewczyną wciąż ją szukając.



**




Victoria P.O.V




Siedziałam na płocie tuż obok Matta.
-To skąd pochodzisz?-Spytał chłopak.
-Z Nowego Jorku-Odpowiedziałam.
-Fajnie że zostajesz, całe wakacje nasze-Powiedział
śmiejąc się.
-Można tak powiedzieć-Powiedziałam nie pewnie,
uśmiechając się.
-Chodźmy nad rzekę, pokaże ci fajne miejsce-Powiedział
podając mi rękę.
Nie byłam pewna czy chciałam iść, nie znałam dobrze tego
chłopaka, był moim znajomym dopiero kilka godzin.
-Nie lepiej zostać tutaj?-Spytałam.
-Jak wolisz-Powiedział uśmiechając się.
-Nie no możemy iść-Odparłam.
Oboje z chłopakiem poszliśmy w kierunku, niewielkiego stawu który
znajdował się niedaleko.
-Nic się tutaj nie zmieniło-Powiedziałam idąc i oglądając się w koło.
-Bywałaś tu jeszcze kiedyś?-Spytał.
-Tak od małego tu przyjeżdżam-Odpowiedziałam.
-Jak tu mieszkam, to nie pamiętam-Powiedział parskając śmiechem.
-No tak, w sumie ludzi też nie pamiętam-Odparłam również śmiejąc
się w głos.
-Pewnie każdy facet ci to mówi, ale na prawdę jesteś piękna-Powiedział
powoli zbliżając się do mnie.
-Dziękuję-Podziękowała, a w jednej chwili zrobiłam się cała czerwona
na policzkach.
Usiadłam na mostku, gdzie znajdował się nad rzeką trzymałam się
rękoma poręczy, a nogi swobodnie mi zwisały.
-Nie wiesz jak się cieszę, że cię poznałem-Odparł.
-Też się cieszę-Powiedziałam.
Szczerze mówiąc dobrze mi się z nim rozmawiało, była fajnym chłopakiem.
Nie sądziłam że w tak szybkim czasie mogę się dogadać z nim.
Chłopak w jednej chwili zbliżył się do mnie bardziej i w jednym momencie
chciał mnie pocałować.
-Co ty robisz?-Spytałam odsuwając się od Matta.
-Chciałbym poczuć je-Odparł ponownie się przybliżając.
- Wybacz, ale nie-Powiedziałam stanowczo, wstając.
-Dlaczego?-Spytał ze zdziwieniem.
-Nie mogę i nie chcę-Powiedziałam krzyżując ręce na piersi.
-Masz kogoś?-Spytał.
-Tak mam-Odpowiedziałam.-Pójdę już-Dodałam odwracając
się napięcie i idąc.
-Zaczekaj-Powiedział łapiąc mnie za rękę.-Mogłaś mówić-Dodał.
-Nie dałbyś mi powiedzieć-Powiedziałam.
-Fakt, nie dałbym-Odparł.-Nie gniewaj się-Dodał.
-Nie gniewam-Odparłam wzruszając ramionami.-Cóż na mnie
już czas-Dodała uśmiechając się.
-Odprowadzę cię-Powiedział odwzajemniając gest.
-Chodźmy-Rzuciłam krótko idąc.
Poszliśmy z Mattem pod dom cioci Mary, po chwili zobaczyłam
znajome mi auto, nie mogłam uwierzyć to był samochód Justina.
-O nie-Szepnęłam sama do siebie stojąc w miejscu i nie ruszając się.
-Coś mówiłaś?-Spytał.-Wszystko w porządku?-Spytał ponownie.
-Tak, jasne-Powiedziałam nie pewnie, patrząc wciąż na samochód.
Po chwili zobaczyłam wychodzącego z samochodu Cody'ego.
-Victoria?-Spytał blondyn podchodząc.
-Cody co ty tutaj robisz?-Spytałam.
-Przyjechaliśmy-Odparł.-Justin cię szuka-Dodał.
-Justin też tu jest?-Spytałam robiąc wielkie oczy.
-Tak jest, ale jest wściekły-Odpowiedział.-Nie pożegnałaś się z nim,
tęskni za tobą, Jake tez jest-Dodał.
-Mówiłam, że chce mieć trochę spokoju-Powiedziałam ze złością.
-Im to wytłumacz, a szczególnie Justinowi-Powiedział wzruszając
ramionami.
To nie możliwe, jeszcze ich tu brakowało nie chciałam żeby tu byli, po
prostu nie chciałam. Potrzebowałam chociaż chwile przerwy od Justina,
ale on jednak nie odpuszczał.
-Widać że już inny cię zainteresował-Powiedział patrząc na Matta.
-Cody przestań-Powiedziałam kręcąc głową.
-Dobra mała nie moja to sprawa, ale jemu będziesz się tłumaczyć-Odparł
śmiejąc się.
-Gdzie oni poszli?-Spytałam.
-No poszli cię szukać, nikogo w domu nie było więc-Odpowiedział.
Po dosłownie pięciu minutach, zobaczyłam Jake'a i Justina idących.
Odwróciłam się tylko w ich stronę, patrząc na nich z nienawiścią.
-Victoria-Powiedział Justin. Jego mina nie była zadowalająca, widziałam
już po twarzy, a raczej po oczach że jest wściekły.
-Matt idź do domu lepiej-Powiedziałam do chłopaka.
-Ten to twój chłopak?-Spytał dziwiąc się.
-Tak to Justin-Odpowiedziałam spuszczając głowę.
-Już się z innym spotykasz?-Odparł szatyn podnosząc głos.
-Justin przestań, to tylko kolega-Powiedziałam próbując
załagodzić atmosferę.
-To ja przyjeżdżam żeby zobaczyć się z tobą, a ty pocieszasz się u
innych!-Syknął momentalnie, podchodząc do mnie.
-Co ty wygadujesz, przestań-Powiedziałam.
Chłopak w jednej chwili chwycił mnie za nadgarstki, mocno mnie
za nie ściskając.
-Ej zostaw ją!-Krzyknął Matt odciągając mnie.
-Nie wpieprzaj się!-Syknął Justin.-Wypierdalaj stąd, za nim ci jeszcze
nic nie zrobiłem frajerze-Dodał zbliżając się do chłopaka.
-Błagam Justin!-Krzyknęłam trzymając chłopaka za rękę.-Zostaw
go-Dodałam.
-Dobra koleś spadaj-Powiedział po chwili Jake.
Matt spojrzał na mnie po chwili odwracając się napięcie i poszedł.
-Wsiadaj do auta!-Syknął Justin ściskając mnie za szyję.
-Puść, nigdzie nie idę!-Krzyknęłam.
-Powiedziałem coś-Powiedział spokojnie.-Nie prowokuj mnie do
czegoś, czego nie chce zrobić-Dodał, patrząc złowrogo na mnie.
Ja spojrzała na niego, moje oczy napełniły się łzami bez zastanowienia
zrobiłam tak jak on mi kazał, wsiadłam do samochodu.
W tamtym momencie potrzebowałam pomocy, nawet
od strony mojego brata nie mogłam tego oczekiwać, bałam się. Co raz
bardziej się bałam.
Gdzie jest ten człowiek którego kocham, a nie tyran który mnie niszczy.
-Przejedziemy się-Powiedział odpalając auto.
Przez całą drogę żaden z nich się nie odezwał, łzy same spływały mi po policzku,
nie wiedziałam dokąd jadę, dokąd mnie zabiera.
Dotarliśmy do jakieś szopy w lesie, było ciemno księżyc oświetlał
starą ruderę.
Po chwili Szatyn wyszedł z samochodu, od razu idąc w kierunku tylnych drzwi
gdzie ja siedziałam, po chwili otworzył je siłą.
-Wysiadaj!-Wrzasnął.-Powiedziałem coś-Dodał.
Ja wysiadłam z auta, chłopak mocno trzymał mnie za rękę, wręcz ściskając
mnie za nią.
-Co chcesz zrobić?-Spytałam nerwowo łamiącym głosem.
-Pieprzysz się z innymi, zdradzasz mnie więc skorzystam na tym że
ze mną też będziesz-Powiedział szarpiąc mnie.
-To nie prawda!-Krzyknęłam, a wręcz płakałam już.
O czym on mówił, nie zdradzałam go jak w ogóle mógł tak pomyśleć.
Boże co on chce zrobić, nic złego nie zrobiłam.
-Myślałem że jesteś inna-Odparł rzucając mnie na ziemie.- Ale
myliłem się w stosunku do ciebie, więc zrobię coś na co tylko
suki zasługują-Dodał zaczynając dobierać się do mnie.
-Oszalałeś, przestań!-Krzyknęłam próbując się wyrwać, ale
to na nic, nie mogłam nic zrobić on był silniejszy.
-Justin proszę cię, przecież ciebie kocham nigdy bym ci czegoś
takiego nie zrobiła przysięgam-Mówiła, prosiłam, błagałam ale
on mnie nie słuchał, robił swoje.
Chłopak wręcz w brutalny sposób zerwał ze mnie bluzkę, po chwili
pozbywając się spodni.
Ja tylko wierciłam się, próbując zrzucić z siebie chłopaka, nie mogłam
to co się działo, nie wiedziałam że to mogło się dziać na prawdę, to był
koszmar istny koszmar.
Justin po chwili rozpiął swój rozporek, zsuwając spodnie z siebie
ja już nie stawiałam oporów, leżałam nieruchomo łzy spływały mi
po policzku.
-Nauczę cię tego, że ze mną się nie zadziera-Szepnął do ucha.
-Proszę...-Nie dokończyłam.
Szatyn kiedy pozbył się swoich spodni i bokserek, spojrzał na mnie
kręcąc głową i wręcz w brutalny sposób wszedł we mnie, ja tylko
pisnęłam głośno wbijając w jego plecy swoje paznokcie, Justin
poruszał się we mnie coraz szybciej jego oddech stawał się
co raz bardziej cięższy, a ja tylko krzyczałam, płakałam,
pozwalałam na to co robił.
Nic nie zrobiłam, kompletnie nic nie sądziłam, a nawet myśli
nie dopuszczałam do tego.
Mój świat się zawalił, nie myślałam w tamtej chwili normalnie
wciąż go kochałam, nadal kocham nie mogłam się uwolnić
od niego, nie mogłam zostawić, nie mogłam uciec.
Po dwudziestu minutach, Justin wyszedł ze mnie wstał zaczął
nakładać swoje spodnie na siebie, spojrzał w moim kierunku,
nie wiem co to miało oznaczać, ale patrzał z pogardą, z nienawiścią.
-Wybacz mi, ale zasłużyłaś sobie na to-Powiedział zapinając
swoje spodnie.-Teraz jesteś już tylko moja-Dodał.-A teraz
ubieraj się-Kontynuował podając mi ubrania.
Płakałam, całą drogę płakałam nawet Jake mi nie pomógł, mój
brat nawet wtedy nie stanął mi w obronie, nie wierzyłam spojrzał
na mnie od razu spuszczając swoja głowę w dół.
-Odprowadzę ją-Powiedział Jake, po jego głosie było
słychać żal, ból do słownie nie wiem jak to opisać.
Jake otworzył drzwi, wysiadając z auta od razu poszedł
otworzyć też z mojej strony.
Chwycił mnie delikatnie za rękę, wyciągając mnie i prowadząc.
-Przepraszam-Powiedział tylko, a jego głos w jednej chwili
się złamał.-Idź do domu-Dodał stojąc w drzwiach.
Ja spojrzałam na chłopaka, on spojrzał na mnie i po chwili
poszedł do samochodu.
Justin przyglądał się temu, ale nie wyszedł nie powiedział ani słowa
nie wiem co czuł.
Może czuł wygraną, może chciał to osiągnąć nie wiem.
Weszłam do domu, czułam się brudna brzydziłam się sama sobą,
nie mogłam pokazać tego cioci, powiedzieć co się stało.
Poszłam do łazienki, z ledwością zdjęłam z siebie swoje ubranie,
weszłam pod prysznic odkręcając od razu wodę.
Ciepła woda zaczęła spływać po mnie, a ja zsuwałam się tylko
po ścianie, przytuliłam nogi do klatki piersiowej i po prostu
zaczęłam płakać, moje myśli błądziły wszędzie.



**





Justin P.O.V





Zaparkowałem samochód na parkingu, od razu wyszedłem z niego
zatrzaskując drzwi.
-Kurwa!-Wrzasnąłem kopiąc w koło samochodu.
Jake wyszedł również z auta, łapiąc się za głowę.
-Co ty narobiłeś?!-Wrzasnął.
-Zasłużyła-Powiedziałem odpalając fajkę.
-Zgwałciłeś ją!-Krzyknął.
Chłopak momentalnie złapał mnie za koszulkę i zaczął
potrząsać.
-Nie chciałem tego-Powiedziałem unikając wzroku.
-Ale to zrobiłeś-Powiedział puszczając.
-Ona nic złego nie zrobiła-Powiedział.-Co ty
zrobiłeś, boże-Dodał kiwając głową.
-Musiałem jej dać do zrozumienia, że dla niej jestem
tylko ja-Odparłem.
-Ale ona cię nie zdradziła, zrozum-Powiedział.
-Skąd to możesz wiedzieć?-Spytałem.
-Wiem, nie jest taka sam tak twierdziłeś że nie jest taka-Odpowiedział.
-Wybaczy mi-Odparłem.
-Nie bądź taki pewny, tego-Powiedział.-Znienawidzi nas-Dodał.
-Teraz się wszystko się zmieni, Jake-Powiedziałem pewnie.
-Jasne-Rzucił.-Nie sądziłem że możesz posunąć się do
takiego stopnia-Dodał.
-Możecie przestać się kłócić-Powiedział po chwili Cody, wychodząc
z auta.-On ma racje nie trzeba było się posuwać do tego stopnia-Dodał.
-Nic nie zawiniła-Powiedział Jake.
-Dosyć!-Krzyknąłem.-Nie broń jej z resztą i tak w obronie nie stawiłeś-Dodałem.
-Ona cię kocha, wciąż cię kocha!-Syknął szatyn.
-Wiem to, ale niech nie przystawia się do każdego-Powiedziałem
waląc pięścią w maskę samochodu.-Wiem też że jest w okręgu zainteresowań
facetów, każdy się nią interesuje, każdy będzie chciał mi ją odebrać-Dodałem.
-Aż w końcu sama cię zostawi, Justin-Powiedział Cody.
-Nie. Nie pozwolę jej odejść, nigdy-Odparłem.
Wiem że zrobiłem błąd, nie powinienem jej tego robić, nie powinienem
jej krzywdzić, ale musiałem dać jej do zrozumienia w taki sposób.
Kocham ją jest miłością mojego życia, nie wyobrażam sobie tego.
Nie planowałem tego, patrzałem na jej cierpiącą twarz, która błagała
o to abym przestał.
Wiem że mogłaby mi nie wybaczyć, może faktycznie popełniłem
błąd w taki sposób ją krzywdząc.




** 









(CZYTASZ-KOMENTUJESZ)



Witajcie nie spodziewanie, nowy rozdział, ale was rozpieszczam.
Co wy na to, jak wam się podoba rozdział?
Jestem wdzięczna i bardzo dziękuje za tyle wyświetleń, nawet
nie wiecie ile to dla mnie znaczy, kocham was kochani i dziękuję
że jesteście, do nn całuję.





4 komentarze:

  1. Uwielbiam twojego bloga <3 <3
    Naprawdę rozpieszczasz swoich czytelników :D
    Czekam nn <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurwa! Jak on mógł jej to zrobić? Zawiodłam się na nim i na Jake'u. Oboje są siebie warci. Victoria nie powinna im wybaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. OO popłakałm sie jak on mógł jej to rzobic :(

    OdpowiedzUsuń