sobota, 28 marca 2015

Rozdział 27

Victoria P.O.V




Całą noc nie spałam, myślałam o tym wszystkim co się
wydarzyło, nie mogłam uwierzyć w to co się stało.
Dlaczego mnie to spotkało, dlaczego mój brat nie pomógł
mi, czemu Justin mi to zrobił.
Moja nienawiść do niego w ręcz maksymalnie wzrosła, ale
nie przestałam go kochać.
Leżałam na łóżku przytulona do poduszki, płakałam nie mogła
opanować tego płaczu, a raczej tego bólu który sprawił mi
Justin.
Sama nawet spojrzeć na siebie nie mogłam, brzydziłam się samą
sobą.
-Victoria?-Po chwili usłyszałam znajomy głos cioci Mary.
-Wszystko w porządku?-Spytała wchodząc do pokoju.
-Tak-Powiedziałam od razu znajdując się w pozycji siedzącej.
-Na pewno?-Spytała raz jeszcze.
Ja tylko kiwnęłam głową, ocierając łzy z moich policzków.
-Wyglądasz jak byś płakała-Odparła zdziwiona.
-Wydaje ci się ciociu-Odpowiedziałam unikając wzroku
kobiety.
-Dobrze więc zaraz chodź na śniadanie-Powiedziała
z uśmiechem.
Nie mogłam powiedzieć cioci co się stało, po prostu nie
mogłam, bałam się.
Sama nawet teraz boję się własnego cienia, nie wiedziałam co
mam robić, byłam w kompletnej rozsypce, oberwałam za coś
czego nie zrobiłam.
Okropnie się czułam, wręcz jakby mi ktoś odebrał całe życie,
zostałam zgwałcona przez człowieka, którego tak kochałam.
Boże, dlaczego?
Wyszłam z pokoju od razu kierując się do kuchni, usiadłam przy stole
patrzyłam tylko w jeden punkt, skupiając się na okropnych myślach.
-No jedz kochana-Odparła po chwili ciocia.-No jedz-Powtórzyła
raz jeszcze.
-Nie jestem głodna, ciociu wybacz-Odparłam blado.
-Wczoraj jeszcze promieniowałaś uśmiechem, a dziś jesteś
jakby ktoś wyssał z ciebie, całe życie-Powiedziała siadając
na przeciw mnie.
-Pójdę do salonu-Odpowiedziałam wstając od stołu.
Poszłam do salonu, siadając od razu na kanapę nie chciałam
dać po sobie poznać, że jednak coś się wydarzyło ciocia głupia
nie była.
-Słuchaj moja droga, możesz mi zawsze o wszystkim powiedzieć-Powiedziała
po chwili kobieta, siadając tuż przy mnie.
-Wiem-Odparłam.-Może kiedyś ci powiem-Dodałam patrząc
przed siebie.
-Powiesz jak będziesz chciała, nie naciskam-Powiedziała chwytając mnie
za rękę.
-Idę do siebie, położę się-Powiedziałam wstając.
Poszłam do swojego pokoju, od razu kładąc się na łóżku przytuliłam
do siebie poduszkę, nie unikając łez które wypływały mi z powiek.




**



Justin P.O.V




-Wstawaj-Powiedział szturchając mnie, Cody.
Przetarłem obiema rękoma oczy, spojrzałem na Codye'go,
który szturchał mnie.
-Nie śpię-Odparłem ledwo zaspanym głosem.
Spaliśmy całą noc na parkingu, spojrzałem przez okno
od razu mój wzrok przykuł się do Jake'a, który kręcił
się raz w te, raz we w tę.
Wyszedłem z auta przeciągając się i wyciągając z kieszeni
fajki i zapalniczkę.
Odpaliłem fajkę od razu głęboko się zaciągając.
-Spałeś?-Spytałem spoglądając na szatyna.
-Nie-Rzucił krótko, kręcąc się.-Muszę tam jechać-Dodał
stając w miejscu.
-Nie jestem pewny czy chce teraz nas widzieć-Powiedziałem.
-Nie jestem pewny, czy w ogóle chce nas jeszcze widzieć-Odpowiedział
łapiąc za słowa.
-Przestań, tak się z nią zobaczę wybaczy mi, wiem to-Odparłem.
-Taa jasne-Burknął przewracając oczami.
-Przejdzie jej-Odparłem wyrzucając gdzieś na bok, papierosa.
-To co zrobiłeś jest chore, a ja za to powinienem cię
zabić, bo skrzywdziłeś ją-Powiedział podnosząc
głos.
-Wiem nie powinienem się do tego do puszczać, ale teraz niech
wie że należy tylko i wyłącznie do mnie, Jake-Powiedziałem.
-Ale nie kurwa w taki sposób!-Krzyknął.
-Nienawidzi mnie tak samo jak i ciebie-Powiedziałem.
-Jade do ciotki, ale ty lepiej się tam nie pokazuj-Powiedział kręcąc
głową.
-Ciebie też nie chce widzieć zapewne-Odparłem.
-Dobra nie ważne, przejdę się tam-Powiedział odwracając się na
pięcie i poszedł.
Też chciałem iść, też chciałem ją zobaczyć przeprosić chodź i w sumie
nie mam za co, zasłużyła sobie i tak mi wybaczy czy jej się to podoba,
czy też nie.
-Gdzie on poszedł?-Spytał po chwili Cody.
-Do swojej ciotki-Powiedziałem długo patrząc jeszcze za Jake'm.
-Słuchaj nie trzeba było tego robić, ona właściwie nic nie zrobiła-
Powiedział Cody.
-Już mi to mówiłeś-Odparłem.-Zrobiłem co zrobiłem, nie cofne tego-Dodałem
idąc z powrotem do auta.
Zamknąłem drzwi od auta, nie wiem sam na co czekamy, na co ja czekam, po co
tu jestem na tym jebanym parkingu.
-Kurwa!-Wrzasnąłem sam do siebie, waląc ręką w kierownicę.
Odejść jej nie pozwolę, wiem nienawidzi mnie, ale wciąż kocha.



**




Victoria P.O.V


MUSIC

Nie wiem sama kiedy usnęłam, ale gdy zasypiam wciąż widzę
Justina, a raczej jego oczy i w nich nienawiść.
Wstałam nerwowo z łóżka, nawet sama nie wiedziałam że
jest już południe.
Usłyszałam po chwili dzwonek do drzwi, wyszłam z pokoju
aby otworzyć, ale ciocia Mary sama już to zrobiła.
Nie wierzyłam kogo zobaczyłam w drzwiach, ale mogła się
spodziewać.
-Jake?-Spytała ciocia ciesząc się na widok, chłopaka.
-Witaj ciociu-Powiedział witając i od razu jego wzrok
powędrował na mnie.
-Wejdź, co ty tu robisz?-Spytała wpuszczając szatyna do środka.
-Przypadkowo, odwiedzam i również sprawdzam co u mojej
siostry-Powiedział uśmiechając się.
Ja tylko pokręciłam głową, idąc do salonu i siadając od razu na
kanapie.
-Ależ ty wydoroślałeś-Powiedziała.-Siadaj-Dodała.
Chłopak usiadł na drugim końcu kanapy, od razu
spuszczając głowę w dół.
Patrzyłam na niego z nienawiścią, był ostatnią osobą którą
chciałam widzieć, z resztą tak samo jak i Justina.
-Po co tu przyjechałeś?-Spytałam podnosząc głos.
-Wiem że nie wybaczysz-Powiedział składając ręce.
-Dobrze wiesz-Odparłam.-Nienawidzę ciebie tak samo, jak
i jego-Dodałam, a mój głos momentalnie się złamał.
-Przepraszam cię-Odparł patrząc na mnie.
-Ty nie wiesz co czułam, nie pomogłeś sam mu na to pozwoliłeś,
siedziałeś w tym aucie i nic nie zrobiłeś-Powiedziałam, chciałam
powstrzymać łzy, lecz nie mogłam po prostu mnie to bardziej
dobiło, może sama jego bliska obecność.
-Proszę uspokój się-Powiedział podchodząc do mnie.
-Zostaw!-Syknęłam od razu odsuwając się od chłopaka.
Po chwili bez zastanowienia wstałam nerwowo z kanapy i
poszłam do pokoju.
Chłopak od razu poszedł za mną, nie chciałam go już widzieć a w
w szczególności ich obu.
-Źle zrobiłem-Odparł tłumacząc się.
-Daj mi spokój, nigdy ci tego nie wybaczę-Powiedziałam przez łzy.
-Proszę nie płacz-Powiedział podchodząc.
-Nie podchodź do mnie!-Syknęłam.-Zawołam zaraz ciocię-Dodałam.
-Victoria proszę-Mówił, próbował przeprosić.
Nie mogłam wybaczyć, nie chciałam nawet patrzeć mu w oczy.
-Co się tu dzieje?-Spytała po chwili ciocia, wchodząc do pokoju.
-Nic-Powiedziałam kiwając głową.-Pójdę się przejść-Dodałam
od razu wychodząc.
-Może ty wiesz co ją gryzie?-Spytała kobieta.
-Nie mam pojęcia-Powiedział Jake.
Wyszłam z domu, idąc od razu w stronę stawu zatrzymałam się
na pomoście, złożyłam ręce na piersi i patrzyłam przed siebie,
łzy spływały po policzkach, nigdy nie panowałam nad tym.
Jake przybiegł za mną, od razu stając blisko mnie.
-Nie wiem co mam jeszcze powiedzieć-Powiedział.
-Najlepiej zniknij, żebym mogła cię nie widzieć-Powiedziałam
przez łzy.
-Nie chciał tego-Odparł.
-Nie broń go!-Syknęłam.-Nie mogę w to uwierzyć-Dodałam płacząc.
-Proszę nie płacz, to moja wina-Powiedział a jego głos w jednym momencie
złamał się. Chłopak przytulił mnie do swojej klatki piersiowej, nie odwzajemniłam
gestu, nie mogłam nie chciałam.
-Ty nie rozumiesz, jaki ból sprawił mi a ty jeszcze mnie dobiłeś nie pomagając mi,
nie myślałam że taki jesteś, że te pieprzone narkotyki ciebie tak potrafią opętać,
w szczególności on ci je daje-Mówiłam przez łzy przytulona do klatki piersiowej
Jake'a.
-Czujesz nienawiść, wybacz-Powiedział a z jego policzków zaczęły ściekać pojedyncze
krople łez.
-Nie potrafię, ani tobie ani Justinowi-Odparłam.-Daj mi spokój-Dodałam odsuwając
się od chłopaka.
Chłopak spojrzał na mnie, otarł swoje łzy z policzków wiem jak bardzo
on cierpiał, on sam się krzywdził tym wszystkim, a może po prostu
to Justin nas krzywdzi.
-Nie chce was widzieć-Powiedziałam po chwili.-Nie chce aby się ciocia
martwiła, nic jej nie mówiłam, ale ona dobrze wie że coś jest nie tak-
Dodałam.
-Co chcesz zrobić?-Spytał Jake.
-Odciąć się od was-Odparłam.
-Nie możesz-Powiedział.-On ci na to nie pozwoli, znasz go-Dodał.
-Możesz mu powiedzieć, że jest on u mnie skończony-Powiedziałam.
-Chodź ze mną i sama mu to powiedz-Powiedział.
-Chyba żartujesz, nie chce go widzieć-Powiedziałam.
-Wiem że cię skrzywdził, powinienem ci pomóc-Odparł.
Po chwili zobaczyłam kogoś, kogo mogłam się najmniej spodziewać i
także widzieć.
-O nie-Szepnęłam cofając się parę kroków do tyłu.
-Miałeś zostać z Cody'm-Powiedział.
-Wiem, ale sam przyszedłem-Odparł Justin.-Victoria-Powiedział po chwili
zwracając się do mnie.
-Nie chce słuchać twoich tłumaczeń-Powiedziałam nerwowo.
-Proszę wybacz, to nie miało tak się stać-Tłumaczył.
-Zrobiłeś to, nienawidzę cię!-Wrzasnęłam.-Nie zbliżaj się, błagam-
Dodałam.
Bałam się cholernie się bałam, gdy się zbliżał do mnie czułam strach.
-Musisz mi wybaczyć-Odparł podchodząc co raz bliżej.
-Muszę?-Spytałam Kpiąco.
-Zrobisz to-Powiedział.
Chłopak momentalnie podszedł do mnie, gdzie dzieliły nas centymetry,
ja natomiast drżałam ze strachu od środka, w powiekach zaczęły napływać
łzy. Boże nie mogę ulec, on mnie skrzywdził nie mogę wybaczyć, nie
zrobię tego.
-Justin to koniec, to co zrobiłeś jest nie wybaczalne nie będę z człowiekiem,
który mnie krzywdzi-Powiedziałam spuszczając głowę w dół.
-Ty chyba żartujesz-Odparł kręcąc głową.
-Nie żartuję-Odparłam.-I tak sama sobie dziwie że jeszcze z tobą rozmawiam-
Dodałam.
-Nie pozwolę ci na to-Powiedział chwytając mnie za rękę.
-Zostaw-Powiedziałam spokojnym głosem.-Wracajcie i dajcie
mi spokój-Dodałam idąc napięcie.
-Tym razem na pewno odejść ci nie pozwolę-Szepnął zaciskając
zęby.
Poszłam szybkim krokiem do domu, nie oglądając się za sobą, Justin
i Jake nie szli już za mną czułam jeszcze, że obaj patrzą na mnie sama
myślałam iż który z nich mnie zatrzyma, lecz nie.
Weszłam do środka od razu idąc do pokoju, przed tym zatrzymała
mnie przy drzwiach ciocia.
-A gdzie twój brat?-Spytała.
Ja tylko spojrzałam na ciocię i bez odpowiedzi weszłam do pokoju,
zamykając za sobą drzwi.


**



Justin P.O.V




To jest nie możliwe to co ona mówi, nie mogę pozwolić dać
jej odejść.
-Jake, mam prośbę-Powiedziałem po chwili.
-No dawaj-Rzucił.
-Przyprowadź ją do mnie wieczorem, na parking-Odparłem.-A i
masz tutaj, coś co ją uspokoi-Dodałem dając chłopakowi małe opakowanie
tabletek.
-Co to jest?-Spytał patrząc w dłonie.
-Nie będzie chciała przyjść, więc jej lepiej to daj-Odparłem.
-Nienawidzi nas, sam dobrze o tym wiesz-Odparł podnosząc
głos.-Czy ty masz zamiar ją porwać?-Spytał zdziwiony.
-Nie o to chodzi-Odpowiedziałem.-Dobra idź już-Dodałem.
Jake wrócił do domu cioci, wiedział że musi zostać tam, a ja
natomiast wróciłem z powrotem na parking, gdzie spędziliśmy
noc.
Nie dopuszczałem sobie myśli do tego, że ona zemną zerwała
to nie jest koniec, ja wiem że mnie kocha, wiem że skrzywdziłem
ją tak bardzo.
Nie pozwolę jej odejść, nie mogę. Bez niej świat jest dla mnie okrutny,
bez niej sobie nie poradzę, to że potraktowałem ją w najgorszy sposób
nie oznacza krzywdy dla niej.
Kocham ją, kurewsko ją kocham jest moja, jest moją księżniczką
muszę ją po prostu przekonać w inny sposób. Nie pomogła
moja przemoc, ale wczoraj nie byłem sobą to moje nerwy, moja
cholerna zazdrość.
-Sam wróciłeś?-Spytał Cody.
-Jak widzisz-Burknąłem.
-Przekonałeś ją?-Spytał blondyn.
-Zerwała ze mną-Powiedziałem.-Kurwa zerwała!-Wrzasnąłem kopiąc
jakąś puszkę, leżącą na ziemi.
-Nie dziwie się jej-Powiedział.-Czasami ci stary odbija, ale ty
po prostu masz obsesje na jej punkcie, daj jej odejść-Dodał.
-Nie dam-Powiedziałem uspakajając się.
-Nie sądziłem że ona tak potrafi ci zawrócić w głowie-Odparł.
-A jednak-rzuciłem.
-Co teraz?-Spytał blondyn.-Wracamy?-Dodał.
-Nie-Powiedziałem stanowczo.-Jeszcze nie Cody-Dodałem kręcąc
głową.
-Co chcesz zrobić?-Spytał.-Bo widzę po twojej twarzy że coś kombinujesz-
Powiedział.
-Spokojnie, jestem świadomy tego co zrobię-Odpowiedziałem śmiejąc
się cwano.
Chodź i tak do śmiechu mi nie było, ale w inny sposób zatrzymam ją.
Może i to co robię nie jest normalnie, jednak że dla niej zrobię wszystko,
chcę aby po prostu była.
-Co masz na myśli, Justin?-Spytał ze zdziwioną miną.
-Skoro nie chce mi wybaczyć, więc zmuszę ją do tego aby mi
wybaczyła-Odpowiedziałem.
-Krzywdy dość jej narobiłeś-Odparł.
-Daj spokój, wiesz jak jest, chcę by po prostu zrozumiała-Powiedziałem przewracając
oczami.
-Jeszcze bardziej cię znienawidzi-Powiedział.
-Wciąż kocha, i wróci-Odparłem.
Innego wyjścia nie mam, nie robił bym tego gdyby ona nie przesadzała, ale
jednak musze posunąć się do tego stopnia i pokazać jej w inny sposób, a raczej
zmusić do tego.
Myślę że gdy pobędzie ze mną kilka dni, zrozumie że się myliła i wróci, a żaden
inny pieprzony koleś nie będzie do niej startować.
Mogę przysiądź że nikt, nigdy mi jej nie odbierze, jeżeli czegoś chce
dopiąć to dopnę swego, z walką.


**






 




(CZYTASZ-KOMENTUJESZ)

Witajcie kochani, to mamy nowy rozdział troszkę krótki, ale
ważne że jest. Nie wiecie jak się cieszę że was przybywa, bardzo
wam dziękuję, jesteście dla mnie najważniejsi, kocham was i całuję
mocno do nn.

2 komentarze:

  1. Jeeeny <3 Cudo !! Ciekawe co on znow kombinuje.. Czekam na nastepny <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskie! Ten Justin jest jakiś psychicznie chory.Nie wiem co on kombinuje ale myślę że będzie tego jeszcze bardziej żałował.

    OdpowiedzUsuń