Szatynka bez zastanowienia, zrobiła to co jej kazałem.
Leżała nie ruchomo, w samej bieliźnie spoglądając prosto
w moje oczy.
Delikatnie zacząłem zsuwać swoją głowę, przy tym całując
dziewczynę po brzuchu.
W sunąłem ręce pod plecy Victorii, od razu rozpinając jej
czarny, koronkowy stanik.
Gdy już pozbyłem się stanika dziewczyny, wyrzuciłem go gdzieś
na bok, bez zastanowienia zsunąłem koronkowe majtki, również
rzucając je gdzieś na bok.
Pomyśleć, że właśnie się oddała i pomyśleć o tym jak bardzo ją
skrzywdziłem, jest wstanie mi wybaczyć.
Po chwili sam również zdjąłem z siebie spodnie, jak i również
bokserki.
Wtuliłem głowę w jej szyję, po czym zacząłem namiętnie składać
pocałunki.
Gdy znalazłem się tuż przy jej kobiecości, spojrzałem na jej twarz
z lekkim uśmiechem, od razu bez zastanowienia zacząłem delikatnie
całować, wręcz ssać jej kobiecość.
Szatynka momentalnie uniosła się lekko do góry, tak jakbym
jej sprawiał przyjemność, oczywiście sprawiałem.
Jedną ręką zacząłem pieścić jej jedną pierś.
Widać było, że chce tego tak bardzo jak i ja tego chcę.
Po chwili z powrotem znalazłem się ku twarzy dziewczyny,
gdzie delikatnie musnąłem jej usta.
Bez zastanowienia Victoria rozchyliła swoje uda, abym mógł
zabrać się do czego dążę, po czym i ja delikatnie wszedłem
w dziewczynę.
Szatynka przez chwile zmarszczyła się, po czym oblizała swoje
suche wargi i dała mi do zrozumienia, że mam kontynuować.
Po kilku sekundach delikatnie zacząłem poruszać się, po czym
moje ruchy stawały się co raz bardziej szybsze, mój oddech
stawał się bardziej ciężki i głośniejszy.
Dziewczyna zaczęła po ciuchu jęczeć, a po chwili jej jęki
stawały się bardziej głośniejsze i podniecające.
Fakt zrobiliśmy to tutaj, w każdej chwili mogli wrócić
Jake z Codym, ale wiedziałem dobrze że szybko nie wrócą.
Budynek był ogromny, a zajmie im dobre dwie godziny za nim
wrócą i powęszą po całej szkole.
Victoria wręcz mocno wbiła swoje paznokcie w moje plecy, gdzie
ja nie co zmarszczyłem się, ale nic mi to nie przeszkadzało, nie
myślałem wtedy o tym.
Po czasie wyszedłem z dziewczyny, widniałem jeszcze na dziewczyną
głaskając jej delikatne policzki, uśmiechnąłem się do szatynki
całując ją w czoło.
-Kocham cię-Szepnąłem z uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, odwzajemniła tylko lekkim
uśmiechem i przejechawszy ręką po mojej twarzy.
Po jakiś dwudziestu minutach, włożyłem na siebie ciuchy po czym
sięgnąłem po sznur.
-To tak teraz to będzie wyglądać?-Spytała unosząc brwi ku górze.
-Żebyś mi nie uciekła, kochanie-Odpowiedziałem biorąc sznur i
bawiąc się nim.
-Będziesz się ze mną kochał, a potem wiązał jak jakąś niewolnicę?-Spytała
ze zdziwieniem.
-Nie kochanie-Powiedziałem.
-Więc nie wiąż i chociaż daj mi trochę swobody-Odparła.
-Daje ci-Odparłem.-Dobrze nie zawiąże-Dodałem rzucając
w kąt sznur.
Po dwóch godzinach, chłopaki wrócili od razu siadając przy stole.
-Znaleźliście coś ciekawego?-Spytałem.
-Raczej nic, stare pomieszczenia, a raczej klasy-Odparł Cody.
-Czyli zapuszczona, gówniana, buda-Powiedziałem kpiącym głosem.
-Dokładnie-Powiedział blondyn, śmiejąc się.
-Idę zajarać-Powiedziałem, po czym wziąłem fajki ze stołu i
wyszedłem na zewnątrz.
-Cóż też idę-Rzucił Cody również idąc za mną.
Wyszedłem na zewnątrz budynku, od razu odpalając fajkę.
-Przejaśnia się widzę, więc możemy już stąd spadać-Powiedział
Cody.
-Pojedziemy gdzieś-Odparłem zaciągając się i wypuszczając dym z płuc.
-Pieprzyłeś ją?-Spytał po chwili blondyn.
-Skąd wiesz?-Spytałem pytaniem na pytanie.
-Po prostu to wiem-Odpowiedział.
-Wiesz wszystko bracie-Powiedziałem parskając śmiechem.
-Co chcę to dostaje, proste-Rzuciłem, uśmiechając się.
-Zbok-Rzucił śmiejąc się.
-Taki już jestem-Odparłem, po czym wyrzuciłem papierosa
gdzieś na bok.
**
Victoria P.O.V
Wiem, jestem kretynką, idiotką, zrobiłam to chodź w głębi
serca nie chciałam.
Zrobiłam to bo nie chciałam więcej krzywdy, a jak bym odmówiła
zmusił by mnie do tego, albo znów by mnie zgwałcił.
Boże dlaczego?
Czemu to się wszystko dzieje? Tyle miałam pytań do samej siebie
i nie umiałam sobie odpowiedzieć, a zwracałam się do boga
dlaczego?
Teraz jest zadowolony, dostał to czego chciał.
Wcale nie było mi przyjemnie, nie było mi dobrze, ale musiałam.
-W porządku?-Spytał Jake.
-Tak-Powiedziałam cichym, zachrypniętym głosem.
-Na pewno?-Spytał ponownie.
Ja natomiast kiwnęłam tylko głową, dając mu znak że jest wszystko
w porządku, lecz nie...
Nie było.
W głębi serca krzyczałam, nie chciałam tu być w szczególności z nimi.
Dlaczego jest tak, że kocham, a wręcz nienawidzę?
Nie wiem tego nie umiem, sama sobie wyjaśnić.
-Dziś już stąd wyjeżdżamy-Powiedział.
-Dokąd?-Spytałam siedząc z nogami, przytulonymi do klatki
piersiowej.
-Nie wiem, gdzieś na pewno-Odparł siadając po chwili, tuż
obok mnie.
-Chce wracać-Powiedziałam.-Już nawet do domu-Dodałam.
-Wrócimy-Odparł.
Pokręciłam tylko głową, Jake sam nie wiedział kiedy nastąpi powrót
do domy, fakt byłam u cioci u której miałam siedzieć całe, dwa miesiące,
ale już tak bardzo chciałam do domu.
Po chwili Justin z Cody'm wrócili, od razu Justin usiadł blisko mnie
z uśmiechem.
Chłopak od razu objął mnie, przy czym przytulił mnie do siebie, ja
nie pewnie położyłam głowę na jego ramieniu.
-Dobra za godzinę zwijamy, z tej dziury-Odparł Cody.
-W końcu-Rzucił Jake.
-Co mamie powiedziałeś?-Spytałam kierując się do Jake'a
-Że pojechałem tam gdzie ty-Odpowiedział.
-Pewnie już do cioci dzwoniła-Odparłam.
-Ale na pewno ciotka powiedziała, że jesteś ze mną-Powiedział.
-Odwieźcie mnie z powrotem i wracajcie-Odparłam.
-Chyba żartujesz-Odparł Justin kpiącym głosem.
<Godzinę później>
-Dobra idziemy-Odparł Justin.
-Jeszcze idę do toalety-Powiedziałam.
-Dobra idź, czekam przy samochodzie-Powiedział wychodząc
już na zewnątrz.
Jake i Cody również poszli za Justinem, a ja natomiast poszłam
w stronę łazienek, tak to była ta okazja.
Po chwili obejrzałam się za siebie i zaczęłam biec, ale nie w stronę
łazienek, tylko szukać innego wyjścia.
Serce zaczęło mi bić, jak opętane nie wiedziałam dokąd uciec.
Rozglądałam się po każdym innym pomieszczeniu, a by tylko móc
się wydostać na zewnątrz.
Oglądałam się za siebie, czy jeden z nich nie poszedł za mną, ale żaden
z nich nie skapnął się, że mogę uciec.
W końcu znalazłam jakieś inne wyjście, fakt było zatrzaśnięte, ale
jakoś udało mi się wyjść.
**
Justin P.O.V
Gdy wyszliśmy na zewnątrz, czekaliśmy na Victorię, która miała
zaraz wyjść.
Minęło piętnaście minut, a dziewczyny wciąż nie było.
-Pójdę sprawdzić gdzie ona-Odparł Jake, po czym wszedł
z powrotem do środka.
Po kilkunastu minutach Jake wrócił, ale bez Victorii.
-Nie ma jej-Powiedział.
-Jak to kurwa, nie ma!-Syknąłem zaciskając zęby.
-No nie ma-Powiedział podnosząc głos.
-Do cholery miałeś jej pilnować!-Wrzasnąłem waląc pięścią,
o maskę samochodu.
-Miałem?-Odparł kpiąc.-To ty chciałeś ją uwięzić, a teraz mówisz
że miałem jej pilnować-Dodał.
Jak mogłem nie pomyśleć, że mogła by uciec.
-Zamknijcie się, może jest gdzieś niedaleko-Powiedział Cody,
łagodząc sytuację.
-Kurwa!-Wrzasnąłem.
Mówiła że nie ucieknie, że nie zostawi, a jednak to zrobiła.
Jak mogłem być takim debilem i nie upilnować jej.
-Wsiadajcie jedziemy jej poszukać-Powiedziałem uspakajając
się.
Wsiedliśmy do auta, nerwowo odpaliłem auto i z piskiem
opon, pojechaliśmy szukać dziewczyny.
-Jedźmy pod dom ciotki, może i tam akurat będzie-Odparł Jake.
-Nie wątpię-Rzuciłem.
Rozglądaliśmy się wszędzie, fakt jechaliśmy przez las i patrzeliśmy
tylko czy podąża gdzieś.
-Skąd wiesz, ze akurat tędy będzie szła?-Spytałem.
-Bo to jedyna droga, która prowadzi do Hardford-Odparł Jake.
Gdy po dwudziestu minutach znaleźliśmy się już pod domem
ciotki Jake'a, patrzeliśmy tylko czy Victoria nie podąża.
W tamtej chwili miał bym ochotę roztrzaskać samochód, jak mogła
uciec, obiecała mi.
Mogłem zawiązać jej ten pieprzony sznur, na nogi i na ręce, wtedy
by nigdzie nie uciekła, lub mogłem iść razem z nią do tego, kurewskiego
kibla.
Gotowało się we mnie, trzymałem kierownicę mocno ściskając ją, a ręce
pociły mi się.
-Justin wyluzuj trochę-Powiedział Cody.
-Zamknij się!-Syknąłem.
Staliśmy prawie godzinę, robiło się co raz ciemniej i ani śladu dziewczyny.
Po co jej ta ucieczka? Do cholery po co?
A jeśli cos jej się stało? Nie, nie dopuszczałem myśli do czegoś takiego,
nie mogło jej się nic stać, po prostu uciekła i wiem że ją odnajdę.
-Może pójdziesz do ciotki?-Spytałem.
-Tak i co powiem, że ciociu nie było tu czasem Victorii?-Odparł kpiąco.
-No racja, przecież ona wie że z tobą jest-Odparłem klepiąc się
po czole.
-No właśnie-Odparł Jake.-Nie mam pojęcia, dokąd mogła uciec-Dodał.
-Mogłem z nią iść-Powiedziałem.-Ale obiecała że nie ucieknie, więc
jej zaufałem-Dodałem.
-Widocznie chciała uciec-Odparł szatyn.-Po tym co zrobiłeś-Dodał.
-Oh przestań już-Powiedziałem unosząc głos.
-A jeśli jej się coś stało?-Spytał nie pewnie, Cody.
-Nawet tak nie mów!-Syknąłem.
-No bo jak by wróciła, to tylko tu-Odparł blondyn.
-Wróci-Powiedziałem pewnym głosem.-Musi-Dodałem.
-A jak nie?-Spytał.
-Kurwa przestań!-Warknąłem.
-Dobra, uspokój się-Powiedział Blondyn.
Moje serce zaczęło momentalnie bić coraz szybciej, z każdą sekundą
myśli przetłaczały mnie.
Nie chodzi o to już, że uciekła, ale o to że jest sama, nie wiadomo
dokąd się udała.
Pierwszy raz bałem się o nią tak bardzo, te dziwne uczucie którego
nigdy nie zaznałem, strachu który był właśnie we mnie, nerwy i ten
cholerny strach o nią.
Cholernie na niej mi zależy, chce aby była bezpieczna, wiem że się mnie
bała, ale przecież zawsze bezpiecznie mogła się czuć przy mnie, tak
wiem zrobiłem jej najgorsza krzywdę, tyle to już mówię razy i zaczynam
tego żałować, tak właśnie żałować..
-Błagam skarbie wróć-Szepnąłem sam do siebie, kręcąc głową.
-Może rozglądnijmy się jeszcze po okolicy?-Spytał Jake.
-Chyba masz racje-Odparłem.
Razem z Jake'm i Cody'm wyszliśmy z auta, rozdzielając się
w inne strony.
Szedłem przed siebie szukając, jej żywej duszy.
Przypominając sobie jak kiedyś uciekła, jak również zacząłem się
bać, ale znalazła się. To było całkiem obce miejsce, może i
znała drogę do ciotki, ale już dawno by wróciła.
Po godzinie czasu poszukiwań Victorii, nie było ani śladu dziewczyny.
Wróciłem opierając się od razu o samochód, Jake i Cody również
wrócili.
-I co?-Spytałem nerwowo.
-Nic, ani śladu-Odparł Jake kręcąc głową.
-U mnie też nic-Powiedział Cody.
-No musi gdzieś być!-Wrzasnąłem.
-Nie potrzebnie, tylko tu przyjechaliśmy. Mogliśmy zostać, ona by wróciła
i było by wszystko w porządku, to ty nie musiałeś jechać tutaj, bo bałeś się
że cię zostawi-Powiedział Jake.
-Nie wypominaj mi!-Syknąłem kierując wskazującym palcem, w stronę Jake'a.
-Taka prawda, jeszcze ją..-Mówił, lecz nie dałem mu skończyć.
-Ucisz się już i nie kończ!-Syknąłem podchodząc do chłopaka.
-Ty idioto!-Syknął w moją stronę, lekko popychając mnie.
-Wal się!-Wrzasnąłem również, ale mocje pchając Jake na ziemie.
Chłopak podniósł się, po czym uderzył mnie z pięści całą siłą.
Odwróciłem z bólu głowę, po czym i ja uderzyłem chłopaka w twarz.
-Przestańcie!-Warknął Cody, próbując nas rozdzielić.
-Niech nie zaczyna!-Syknąłem, przecierając zakrwawiona skroń.
-Nie prowokuj mnie, nie po to ci pomagam-Splunął krwią, na ziemie.
-Jak tak macie załatwiać sprawy, to do wiecie gdzie-Powiedział Cody.
Poniosło mnie, ale nie będzie mi wypominał tego, co za skurwysyn nie toś że
zacząłem go traktować jak brata, to teraz będzie mi jeszcze ciśnienie podnosi.
-Daliście sobie po racie, starczy-Dodał.
-Taa-Rzucił Jake, plując jeszcze krwią.
Chłopak wszedł do auta, spojrzał na mnie ze złowrogą miną, ani słowa się
już nie odezwał.
Przetarłem chusteczką swoje zakrwawione skronie, po czym spojrzałem
na chusteczkę i po chwili wyrzucając ją na ziemie.
**
Victoria P.O.V
Szłam gdzieś jakąś drogą, przez las. Nie wiedziałam gdzie jestem,
było już ciemno, byłam sama, było mi zimno, cholernie się bałam.
Nie daleko zobaczyłam, mały sklep tuż za małym pagórkiem,
nie pewnie pobiegłam tam.
Gdy znalazłam się już przy małym sklepie, od razu weszłam
do środka, rozglądając się.
-Victoria?-Spytał dobrze znamy mi głos.
Ja odwróciłam się nerwowo, od razu patrząc na znaną mi twarz.
-Matt-Powiedziałam blado się uśmiechając.
-Co ty tu robisz?-Spytał.-W dodatku sama?-Dodał.
-Pomóż mi-Powiedziałam.
-Dobrze-Odparł głaszcząc mnie po ramieniu.-Co się stało?-Spytał.
-Zabierz mnie do cioci, proszę-Odparłam.
-Chodź do samochodu-Odparł.
Po chwili oboje z Matem, wyszliśmy ze sklepu.
Weszłam do samochodu, od razu zamykając za sobą drzwi.
-Dzięki-Powiedziałam.
-Więc co się stało?-Spytał.
-Uciekłam-Powiedziałam.
-Ten chłopak, a raczej ci kolesie co za jedni?-Spytał.
-Mój brat, mój chłopak i jego brat-Odpowiedziałam.
-Co oni ci zrobili?-Spytał nerwowo.
-Musiałam uciec od nich, a przede wszystkim od Justina-Odpowiedziałam.
-Dobrze jedźmy-Powiedział blondyn, odpalając swoje auto.
Byłam z męczona, nie chciałam już o nich rozmawiać, cieszyłam się
że uciekłam, chociaż nie wiem czy dobrze zrobiłam.
Wciąż kocham Justina, ale nie mogę z nim być, po prostu nie mogę..
-Wiesz co zabiorę cię do siebie-Odparł.
-Dokąd?-Spytałam.
-Mam w miasteczku swoje mieszkanie, spokojnie-Odpowiedział.
-Okej-Rzuciłam krótko.
-On jest tyranem-Powiedział.-Jak on w ogóle może cię tak traktować-Dodał.
-Jest już taki-Powiedziałam.
Po pół godzinie jazdy, znaleźliśmy się pod jakimś blokiem. To pewnie tu mieszka
Matt.
-No jesteśmy, chodź-Odparł odpinając pasy i wysiadając z auta.
Wysiadłam z auta, rozglądając się na boki, czy może nie ma w pobliżu
Justina, albo Jake.
Weszliśmy do bloku, gdzie po czym szliśmy do mieszkania Mata.
Chłopak wyciągnął klucze od mieszkania, po czym przekręcił zamek
i otworzył drzwi.
-Rozgość się-Powiedział ściągając kurtkę.
-Jasne-Powiedziałam cicho, od razu siadając na kanapie.
Mieszkanie było nie wielkie, lecz przytulne.
-Fajnie tu masz-Odparłam po chwili, rozglądając się.
-Dzięki-Powiedział.-Zrobię coś do pica-Dodał.
Matt był miły, od razu go polubiłam. Cieszyłam się że, mogłam właśnie go
spotkać.
-Trzymaj-Powiedział po chwili, podając mi sok.
-Dziękuję-Odparłam biorąc szklankę od chłopaka.
-Więc powiedz mi, czemu uciekasz przed nimi?-Spytał siadając
blisko mnie.
-Trudno mi o tym mówić, kocham Justina, ale..-Powiedziałam, lecz nie
umiałam tego wydusić z siebie.
-Ale?-Spytał nie pewnie.
-On mnie skrzywdził-Powiedziałam.
Gdy tylko sobie przypominam co mi zrobił, od razu zbierały mi się łzy
w powiekach. Jeszcze dziś się z nim kochałam, ale tak ból zostaje.
-To znaczy?-Spytał.
-Zgwałcił mnie-Powiedziałam w strachu, a z moich oczu zaczęły
lecieć łzy.
-O boże-Powiedział z szokiem chłopak.
-Wybacz, ale to wszystko jest takie skomplikowane-Powiedziałam.
-Co za sukinsyn-Powiedział.-Rozumiem.
Wiem możecie mnie uważać za idiotkę, sama o tym dobrze wiem.
Samo to, że jeszcze dziś zrobiłam to z Justinem to do tego, całe wspomnienia
mi wróciły.
Czułam się okropnie, mogłabym zginąć i po prostu tu nie być.
-Chodź położysz się-Powiedział po chwili.
-Prześpię się tutaj-Odparłam.
-Wykąpiesz się i pójdziesz do mojego łóżka, a ja prześpię się na kanapie-Powiedział
wstając.
-Dobrze-Powiedziałam, również podnosząc się.
Poszłam od razu za chłopakiem, idąc w kierunku łazienki.
-Tu masz ręcznik i moją koszulę-Powiedział uśmiechając się.
-Bardzo jestem ci wdzięczna-Powiedziałam.
Chłopak wyszedł z łazienki, ja natomiast zamknęłam drzwi i zdjęłam
z siebie swoje brudne ciuchy.
Bez zastanowienia, weszłam do kabiny puszczając ciepłą wodę.
**
(CZYTASZ-KOMENTUJESZ)
Witajcie miśki, jak wam się podoba rozdział? No i oczywiście, trailer
taka mała niespodzianka, ode mnie.
Uwielbiam was rozpieszczać no i dziękuję, że jesteście.
Więc życzę wam wesołych i radosnych świąt no i lanego poniedziałku.
Całuje was mocno i pozdrawiam kocham was, do nn.
<<ASK>>
Cudowny rozdział czekam co bedzie dalej !! <3
OdpowiedzUsuńZrobiło mi się smutno! :'(
OdpowiedzUsuńświetne czekam na next!!!
OdpowiedzUsuńgenialnie jak zawsze !!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
swietne ! <3 nastepny prosze :*
OdpowiedzUsuńidealnee <3
OdpowiedzUsuńJest naprawdę super pisz dalej :**
OdpowiedzUsuń;* moje ulubione!
OdpowiedzUsuń