sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 33

Victoria P.O.V





Nawet nie chciałam myśleć, co on mógł mu zrobić.
Te jego ręce, całe we krwi.
-Zostaw mnie-Szepnęłam, nie chcąc patrzeć już na chłopaka.
-Chodź ze mną-Powiedział wyciągając zakrwawioną, rękę.
-Nie pójdę-Powiedziałam.
-Chodź-Powiedział podnosząc swój, głos.
Spojrzałam na chłopaka, po czym nie pewnie wstałam, wymijając
Justina.
-Chcę iść zobaczyć, co się z nim dzieje-Odparłam stanowczo.
Po chwili gdy wyszliśmy już z piwnicy, od razu chciałam iść do
mieszkania Matta, lecz Justin mi to uniemożliwił.
Stanął na przeciw mnie, patrząc się prosto w moje, zapłakane,
spuchnięte oczy.
-Idź, ale zaraz wracasz. Jake idź z nią-Powiedział.
Wolałam iść sama, przynajmniej znów mogłabym postarać
się uciec, lecz na pewno teraz to mi się to nie uda. Będą ze mną
na każdym, pieprzonym kroku.
Poszłam od razu w kierunku, mieszkania Matta, po czym weszłam
do niego widząc, siedzącego na kanapie chłopaka.
Jake stał w drzwiach, ze spuszczoną głową i założonymi rękoma
na klatce piersiowej.
-Matt-Powiedziałam, od razu idąc i klękając przy chłopaku.
Blondyn spojrzał na mnie, od razu spuszczając swoją głowę.
-Wybacz-Szepnęłam.
-Nie twoja wina-Odparł.-Spokojnie nic mi nie będzie-Dodał.
-Muszę już iść-Powiedziałam, a mój głos sam drżał ze strachu.
-Uważaj na siebie-Szepnął.-Nie martw się-Dodał.
Jedna, pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Długo patrzałam jeszcze
za chłopakiem, który miał całą twarz we krwi.
Chciał pomóc, lecz ja sama nie mogłam dopuścić do tej pomocy, ponieważ
wiedziałam, że Justin mógłby go nawet zabić. Aż nie chcę o tym myśleć,
nie chce aby on cierpiał, lecz i tak teraz próbując mi pomóc, dostał za mnie.
Wyszliśmy oboje z Jake'm przed budynek, widząc już stojące auto Justina.
-Wsiadaj-Powiedział Jake.
Ja natomiast tylko cicho westchnęłam, po czym wsiadłam do auta.
Nie wiem dokąd nawet jechaliśmy, nie miałam pojęcia gdzie mnie zabierają,
czy znów będą przetrzymywać, jak jakiegoś więźnia.
Po półgodzinie jazdy, zatrzymaliśmy się przy małym hotelu, o nazwie ,,Badbay''
Dziwna nazwa, to były dosłownie domki stojące tuż obok siebie, a raczej
ściany, które przylegały do siebie.
-Tu się zatrzymamy-Powiedział Justin parkując na parkingu.
Wysiadłam nie pewnie z auta, ręce miała skrzyżowane na piersiach, po czym
poszłam przed siebie, a tuż obok mnie szedł Justin.
-Dobra, pójdę do recepcji załatwić wszystko, zaraz wracam-Odparł, idąc
w kierunku recepcji, która znajdywała się, w mały budynku.
Nie miałam siły nawet uciekać, a z chęcią bym to zrobiła.
Uciec jak najdalej, gdzie by mnie nie znaleźli.
-Co u rodziców?-Spytałam kierując się do Jake'a.
-W porządku-Odpowiedział.
Chciałam chociaż wiedzieć co u rodziców, chciałabym nawet być już w domu i
żyć normalnie jak człowiek, a nie uciekać jak jakaś przestępczyni.
chociaż i miałam powody ku temu, mój strach.
Po chwili Justin wrócił z recepcji, trzymając w prawej ręce klucz od domku, właściwie
to od pokoju.
-Numer dwadzieścia siedem-Odparł patrząc na numerek, od kluczyka.
-Więc idziemy-Powiedział Cody.
Poszliśmy wszyscy do wskazanego pokoju, Justin cały czas trzymał mnie za rękę,
ciągnąc mnie delikatnie.
Gdy znaleźliśmy się już pod drzwiami pokoju, Justin otworzył je kluczem delikatnie
uchylając drzwi.
Chłopak wszedł pierwszy, tuż za nim ja razem z Jake'm, a na końcu Cody.
-No nie jest źle-Powiedział Cody.-Dwa łóżka-Dodał rozkładając się na
jednym z łóżek.
Ja również usiadłam, na tym samym łóżku, co Cody.
-Postawmy sprawy jasno. Więcej nigdzie nie uciekniesz, bo będę na każdym
kroku tam gdzie ty, a jeśli zobaczę cię u tego całego Matta. Zabiję go-Powiedział
Justin kierując się do mnie.
-Jesteś okropny-Powiedziałam kręcą głową.
Jak on może tak mówić, jak może mnie traktować jak swoją własność. A
myślałam, ze jest ideałem, że mogłabym go kochać.
Owszem kocham go, nie umiem się uwolnić od jego miłości.
-Robię to dla nas, kochanie-Odparł, po czym podszedł do mnie i klęknął
na przeciwko mnie, kładąc swoje dłonie na moje kolana.
-Nic nie robisz, rujnujesz mi życie-Powiedziałam podnosząc swój,
zdenerwowany głos.
-Jeszcze mi będziesz dziękowała-Odparł zagryzając swoją, dolną wargę.
-Nie mam za co dziękować-Rzuciłam oschle.
Chłopak spojrzał na mnie, po czym wstał i napięcie wyszedł z pokoju,
zatrzaskując drzwi za sobą.
Ja natomiast, położyłam się od razu na łóżku, po czym przykryłam się
kocem.


**



Justin P.O.V



Wyszedłem na zewnątrz opierając się o jakieś barierki, które były
tuż na przeciw, pokoi.
Od razu, wyciągnąłem papierosa i zapalniczkę.
Odpaliłem, zaciągając się głęboko i wypuszczając dym w kształcie
koła.
Emocje już opadły, nerwy również mnie opuściły, ale jednak że
musiałem odreagować.
Przydałoby się coś mocniejszego, coś na rozruszanie siebie.
Gdy skończyłem palić, wyrzuciłem na bok skończonego, peta i
od razu poszedłem w kierunku auta.
otworzyłem bagażnik, rozpiąłem czerwoną torbę, która znajdowała się
w bagażniku i wyciągnąłem kilka małych folii, z białym proszkiem.
Wsadziłem kilka, foli do kieszeni, zamknąłem bagażnik, po czym
od wróciłem do pokoju.
-Mam coś specjalnego, żeby nudno nie było-Powiedziałem, wyciągając i
rzucając, na mały, brązowy stolik folie z białym proszkiem.
Jake wstał, podchodząc do stolika, po czym rozsypał proszek.
-Wiesz czego trzeba-Odparł szatyn, po czym wciągnął do nosa.
Spojrzałem na Victorię, która nawet nie obejrzała się w naszą stronę.
Leżała spokojnie, przykryta kocem, bez żadnego słowa.
Spuściłem głowę, po czym i ja nachyliłem się nad białym, rozsypanym
proszkiem i szybkim ruchem, również wciągnąłem.
Jak i Cody również zrobił to samo, co my.
-Lepiej co nie?-Spytałem z uśmiechem.
-O wiele-Odparł Cody.
Po chwili podszedłem do łóżka, od razu kładąc się tuż obok dziewczyny.
Objąłem ją od tyłu, od razu muskając delikatnie, jej policzek.
Dziewczyna momentalnie odsunęła się, przy tym marszcząc swoje brwi.
-Zostaw-Burknęła.
-Jak będę chciał-Odparłem, po czym osunąłem jej włosy na bok.
Victoria od razu znalazła się w pozycji siedzącej, spojrzała na mnie
jak na wroga.
-Co się tak patrzysz na mnie, jak bym był twoim wrogiem?-Spytałem.
-To już mi nic nie wolno robić?-Spytała kpiącym głosem.
-Z szacunkiem do mnie, się odnoś-Odpowiedział, po czym przybliżył się
do mnie.-Jasne?-Spytał po chwili.
Ja tylko kiwnęłam głową, po czym poszłam do łazienki, która znajdywała się
za drzwiami pokoju.
-Dobra my z Jake'm wychodzimy-Powiedział Cody.
-Dobra, ja zostaję-Rzuciłem, rozkładając się na łóżku.
Jake z Cody'm wyszli gdzieś, nawet sam nie wiem gdzie. Pewnie
im brakuje tego, czego oczekują. Wiecie o co chodzi?
Nie ważne.
Patrzyłem na drzwi i oczekiwałem, aż Victoria wyjdzie z łazienki.
Po jakiś pięciu minutach, dziewczyna wyszła od razu siadając
na drugim łóżku.
-Ze mną śpisz-Powiedziałem, ściągając swoją czarną koszulę.
-Tutaj chcę-Odparła.
-W takim razie, pójdę gdzie ty-Powiedziałem, po czym wstałem
idąc na drugie łóżko.
-Dlaczego mi to robisz?-Spytała nerwowo.
-Co?-Spytałem nie wiedząc o co chodzi.
-Dobrze wiesz-Powiedziała.-Nie dajesz mi odejść-Dodała.
-Nie chcę abyś odeszła i ci na to nie pozwolę-Odparłem, po czym
przetarłem opuszkami palców, jej delikatny policzek.
Dziewczyna uśmiechnęła się blado, od razu przejeżdżając po moim
torsie. Zdziwiło mnie to trochę, ale w pewnym sensie cieszyłem się i
także czułem że wciąż mnie kocha.
-Nie chciałem go skrzywdzić, po prostu byłem wściekły, uwierz-Powiedziałem.
-Nie miałeś o co-Powiedziała.-Po prostu chciałam uciec od ciebie-Dodała.
-Chciałaś mnie zostawić samego, wiem-Powiedziałem.
-To co zrobiłeś..-Mówiła, ale nie dałem jej skończyć.
-Tak wiem-Powiedziałem.-Uwierz mi skarbie, teraz będzie wszystko inaczej-Dodałem.
-Jak mam ci ufać?-Spytała.-Jak mogę być z kimś, kto robi mi takie rzeczy, krzywdzi-Dodała.
-Wybacz-Szepnąłem patrząc, błagalnym wzrokiem.
Umiałem ją przekonać tym wzrokiem, miałem w sobie coś, w co każda dziewczyna
mogła bym ulec.
-Kochasz mnie?-Spytałem po chwili, czekając niecierpliwie na odpowiedź, dziewczyny.
-Kocham cię Justin-Wyszeptała, po czym wtuliła się w moją klatkę piersiową.
-Zacznijmy od początku, a będzie dobrze-Szepnąłem, przytulając ją do siebie.
Po chwili, objąłem twarz dziewczyny i delikatnie musnąłem jej usta.
Szatynka od razu odwzajemniła pocałunek, przy czym objęła moją twarz w
swoje delikatne, ręce.
Brakowało mi jej, a raczej tej naszej czułości.
Właściwie, jej całej mi brakowało, jej seksownych ust, które sprawiały, że
cały płonę.
Po jakiś piętnastu minutach, Cody wpadł jak burza do pokoju, był bardzo
zdenerwowany.
-Słuchajcie-Powiedział przestraszonym głosem, nie mógł nawet wysłowić się.
-Mów?-Spytałem.
-Jake, został potrącony-Powiedział.-Jest w szpitalu nie daleko!-Krzyknął
dodając.
-Że co?-Spytałem również podnosząc głos.
Victoria momentalnie wybiegła, z pokoju po czym i ja pobiegłem razem
za nią.
-Jedźmy tam!-Powiedziała nerwowo, a z jej powiek zaczęły spływać łzy.
Wsiedliśmy do auta, z piskiem opon ruszyliśmy do pobliskiego szpitala.
Nie mogłem w to uwierzyć, to nie możliwie tylko nie Jake.

**




Victoria P.OV



Po dziesięciu minutach, znaleźliśmy się przy szpitalu gdzie znajdywał
się Jake.
Byłam zdenerwowana, nie mogłam opanować płaczu.
Pobiegłam od razy do recepcji.
-Przepraszam przywieziono tutaj mojego brata, Jake'a Justice-Powiedziałam
nerwowo.
-Tak dosłownie dwadzieścia minut temu, chłopak został przywieziony-Powiedziała
recepcjonistka.
-Mogę wiedzieć gdzie leży?-Spytałam nerwowo.
-Na sali operacyjnej, trzecie piętro sala s14-Powiedziała.
Pobiegłam od razu na trzecie piętro, Cody z Justinem również biegli
za mną. Nie mogłam uwierzyć, że mnie to spotyka.
Za jakie grzechy, mój brat? Dlaczego? Mam nadzieje, że nic mu nie będzie.
Po dwóch godzinach oczekiwań, lekarz wyszedł z sali operacyjnej, ja
natomiast wstałam, nerwowo od razu zaczepiając lekarza.
-Przepraszam, przywieziono tutaj mojego brata-Powiedziałam nerwowo.
-A ten chłopak, który został potrącony?-Spytał lekarz.
-Tak-Odparłam.-Co z nim?-Spytałam.
-Nie jest dobrze, stan chłopaka jest krytyczny. To tylko od niego zależy czy
przeżyje, zrobiliśmy operacje, lecz teraz tylko trzeba czekać-Powiedział po czym
odszedł.
Nie wiedziałam co powiedzieć, on musi przeżyć, nie mogę go stracić.
Byłam na skraju załamania, w jednej chwili rozpłakałam się chowając
przy tym swoją twarz.
Justin Podszedł do mnie razem z Cody'm.
Chłopak przytulił mnie do siebie, całując mnie w czoło.
-Wszystko będzie dobrze-Powiedział Justin.-On jest twardy, da radę-Dodał.
Przytuliłam się mocno do chłopaka, od razu płacząc w głos.
Błagam boże nie zabieraj mi Jake'a, proszę.
Nie chcę go stracić.
Wiłam się z najgorszymi myślami, bałam się.
Po chwili z sali operacyjnej, pielęgniarki przewiozły Jake'a kierując
się do sali obok.
Ja natomiast szybko pobiegłam, stając przy szybie i patrzeć, na nieprzytomnego
chłopaka.
-Mogłabym do niego wejść?-Spytałam rozpaczliwie.-Jestem jego siostrą-Dodałam.
-W tej chwili to nie możliwe-Powiedziała jedna z pielęgniarek, wychodząca z sali.
Justin podszedł do mnie, od razu łapiąc mnie za ramie.
-Powiedź że wyjdzie z tego-Powiedziałam płacząc.
-Wyjdzie, na pewno-Powiedział, a jego głos również się złamał.
Modliłam się do boga, patrząc na twarz chłopaka, który oddychał
przez respirator.
Łzy leciały mi same, nie panowałam, znów kolejny koszmar.
Lecz Justin był przy mnie, również przejęty tak samo jak ja.
Sama bym oddała życie, za własnego brata.
Tylko błagam cię boże, abyś mi go nie zabierał.
Jak to się w ogóle stało? Przed wyjściem wiedziałam, że biorą to świństwo.
Ale dlaczego?
-Błagam Jake, walcz-Wyszeptałam przez szybę, trzymając obie ręce
na niej.
Nie może się poddać, jest śliny, jest twardy, mimo naszych wszystkich,
cholernych problemów, jakie mieliśmy.
On musi walczyć, to że sam zrobił mi krzywdę, wiem ze nie chciał, bardzo
kocham go i musi dać rade.
Na razie nie zadzwonię do rodziców, nie chce ich martwić, po prostu nie chcę.
Ja wiem, że da radę, wierzę w to.


**



 






(CZYTASZ-KOMENTUJESZ)




Witajcie miśki, o to kolejny rozdział. Jak wam się podoba?
Mam nadzieje, że się podoba.
Jak widzicie, teraz Jake walczy o życie.
Dziękuję, że jesteście i mocno was całuję.
Kocham was i do nn

  
 
 
  

3 komentarze: