niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 34

Victoria. P.O.V


MUSIC

Siedziałam na korytarzu, oparta o ścianę.
W mojej głowie panował istny chaos, nie wiedziałam
co miałam zrobić.
Każda godzina, minuta, sekunda liczyła się.
Czekałam na tą chwile, aż w końcu Jake wybudzi się, on
cały czas walczy, musi walczyć.
Oczy miałam spuchnięte, od płaczu, patrzyłam tylko w jeden punkt,
który mnie tak interesował.
Justin siedział tuż obok mnie, nie odzywał się, a ni słowa.
Widać było, że też był tym wszystkim przejęty.
Ale czy w nim, pokazała się dobroć? Nie wiem.
W tamtej chwili, liczył się tylko Jake. Modliłam się
myślami, aby bóg mi go nie zabierał.
-Powinnaś odpocząć-Powiedział Justin, łapiąc mnie za rękę.
-Nie chcę-Odparłam oschle, nadal skupiając się na jednym punkcie.
-Trzymaj mała-Powiedział Cody, podając mi kubek z wodą.
-Dzięki-Rzuciłam, po czym wzięłam od blondyna kubek.
po jakiś piętnastu minutach, pielęgniarka szła w kierunku sali,
gdzie leżał mój brat, od razu bez zastanowienia zaczepiłam kobietę.
-Mogłabym już wejść do niego?-Spytałam blado, w ręcz błagalnym głosem.
-Tak możesz, ale tylko chwilę-Odpowiedziała kobieta, po czym
wpuściła mnie na sale.
Weszłam do sali, spojrzałam na nieprzytomnego Jake'a, który leżał
tak spokojnie. Od razu podeszłam do łóżka, po czym usiadłam
przy nim, od razu łapiąc za rękę chłopaka.
-Jake-Wyszeptałam, patrząc na chłopaka i mocno trzymając go za rękę.
Justin razem z Cody'm, stali przy oknie i patrzeli, czekając.
-Wyjdziesz z tego, zobaczysz-Szepnęłam po chwili, uśmiechając się,
a zarazem również, płacząc.
Nie wiedziała co robić, musiałam tylko czekać na ten moment.
Nie chciałam dzwonić do rodziców, ani do cioci, po prostu nie chciałam
ich martwić. Ja wiem że Jake przeżyje, że da rade jest silny, zawsze dawał
sobie rade.
Justin po chwili, wszedł do sali, po czym usiadł po drugiej stronie łóżka.
Po jakiś pięciu minutach, coś zaczęło się dziać.
Serce, chłopaka stanęło.
-Idź po lekarza!-Wrzasnęłam.
Justin bez zastanowienia wybiegł, zawołać lekarza.
Po czym mężczyzna, zaraz znalazł się w sali.
-Proszę wyjść-Powiedział wysokim tonem.
-Błagam pomóżcie mu-Powiedziałam przez łzy.
Justin od razu zabrał mnie z sali, po czym przytulił mnie mocno do siebie.
-Nie płacz, skarbie-Powiedział.
Widziałam jak reanimują, Jake. Patrzałam na to wszystko, płakałam nie
panowałam nad tym, nie wiedziałam co robić.
Po dziesięciu minutach, lekarz wyszedł przetarł czoło swoją ręką, po czym
od razu zwrócił się do mnie.
-Spokojnie, często się zdarza u pacjentów, o takim stanie-Powiedział.
-Przeżyje prawda?-Spytałam nerwowo.
-Nic nie jest pewnie, to od niego zależy-Odpowiedział-Powinnaś odpocząć-Dodał
doktor, po czym odszedł.
-On ma racje, teraz tylko od Jake'a zależy-Odparł Justin.
-Przestań-Powiedziałam blado.-Zostaje tutaj-Dodałam.
-No dobrze-Odparł.
Nie wierzyłam w to, że Justin zaczął się tak martwić, po prostu tak nagle
jakby się zmienił. Nie to jest nie możliwe, można powiedzieć że w pewnym
sensie mu wybaczyła, ale czy to było dobre z mojej strony?
Nie mam pojęcia.
Obiecał że się zmieni, może jednak zrobił to już.
-Wyjdę na chwilę, zaraz wrócę-Powiedział idąc.
-Dobrze-Powiedziałam oschle.


**



Justin P.O.V



Wyszedłem na zewnątrz, po czym oparłem się o murek
i odpaliłem papierosa.
Wiłem się z myślami, które napełniały moją głowę.
Jake musi przeżyć, na pewno przeżyje.
Będę przy niej, chcę być z nią, kocham ją.
Jest dla mnie całym światem, bez niej sam nie dam rady.
Ona teraz ma tylko mnie, nikogo więcej.
Jake walczy o życie, on musi przeżyć, jest dla mnie jak drugi brat.
Nigdy nie sądziłem, że tak może wszystko się potoczyć.
Jeszcze kilka miesięcy temu, myślałem nad zabiciem Jake'a, a teraz nie.
Chcę aby żył, przetrwał to, widzę jak strasznie Victoria przeżywa jego
wypadek.
Sam nie sądziłem, że zaczyna mi się robić żal, nigdy taki nie byłem.
Obchodziło mnie tylko i wyłącznie moja osoba, o sobie myślałem.
Lecz teraz, kiedy w moim życiu pojawiła się ona, która sprawiła, że
potrafię kochać.
Co ja mówię? Sam w to nie wierzę.
Przetarłem jedną ręką swoją twarz, natomiast, w drugiej trzymałem odpalonego
papierosa.
Chociaż krzywdy jej wyrządziłem, teraz zacząłem tego żałować.
Cholernie źle się z tym czuję, nie chciałem.
Mogło być inaczej.
Teraz jest najważniejsze życie, Jake'a. Teraz to się tylko liczy.
Wróciłem z powrotem do szpitala, na trzecie piętro.
Victoria z Cody'm siedzieli na krzesłach, rozmawiając o czymś.
Siedzieliśmy tu już kilka godzin, czekając aż Jake wybudzi się.
-Muszę zadzwonić do rodziców-Odparła szatynka, po chwili.
-Jesteś pewna, chyba nie chcesz ich martwić-Powiedziałem.
-Wiem, ale sądzę, że powinni wiedzieć-Odparła.
-Na razie do nich nie dzwoń, nie martw ich-Powiedziałem.
Nie był to dobry pomysł, gdyby się dowiedzieli jej rodzice co się stało,
nie było by najlepiej.-A ni do swojej ciotki, też nie dzwoń-Dodałem.
-Martwię się-Westchnęła.
-Wiem-Powiedziałem, siadając obok dziewczyny.
Południe już nastawało, te czekanie było już meczące, wciąż kręciłem się
raz w tą, raz we w tą.
Victoria siedziała, łokcie miała na swoich kolanach, a twarz zakrywała rękoma.
Ja spokojny nie byłe, kręciłem się ciągle, Cody na siedząco spał oparty głową o ścianę.
-Pójdę do niego-Odparła szatynka wstając.
-Pójdę z tobą-Odparłem.
-Zostań-Wyszeptała, po czym poszła do sali, gdzie Jake leżał.
Po jakimś czasie, poszedłem do sali zobaczyłem tylko jak Victoria trzymała,
rękę chłopaka i głowę miała położoną.
Spojrzałem na nich, od razu siadając przy łóżku.
Widzę jak jest dla niej ważny, w końcu jest jej bratem.
-Miałeś zostań na korytarzu-Powiedziała cicho, unosząc delikatnie głowę
do góry.
-Przyszedłem-Powiedziałem.
-Jake, ścisnął mnie za rękę-Powiedziała po chwili, spoglądając na chłopaka.
-Poważnie?-Spytałem ze zdziwieniem.
-Naprawdę, ścisnął moją dłoń-Powiedziała przez łzy, a na jej twarzy widniał
blady uśmiech.
-Możliwe, że się wybudza-Odparłem.
-Dał radę-Powiedziała.-Muszę iść po doktora-Dodała wychodząc z sali.
-Stary, wracaj na ziemie-Wyszeptałem.
Po chwili lekarz, znalazł się na sali po czym od razu sprawdził co z Jake'm.
-To chyba było chwilowe, ale dobrze że zaczyna reagować-Powiedział.
-To chyba dobrze?-Spytała szatynka.
-Tak dobrze-Odparł, mężczyzna.-Przeczekamy jeszcze-Dodał.
Razem z Victorią, wyszliśmy na korytarz, po czym dziewczyna usiadła na krześle.
Widać było, że jest szczęśliwa, cieszyłem się z tego.
Tak wiem nie można w to uwierzyć, lecz na prawdę cieszyłem się.
-Chodźmy gdzieś, przyjdziemy za dwie godziny-Powiedziałem.
-Muszę czekać-Odparła.
-Spokojnie, on jest w dobrych rękach-Powiedziałem.
-Chcę poczekać-Rzuciła.
-No dobrze, nie będę cię zmuszał-Powiedziałem, po czym usiadłem obok niej.
-Chociaż raz mnie nie zmuszasz-Odparła, patrząc w jeden punkt.
Speszyłem się trochę jej słowami, ostatnio fakt, do wszystkiego ją zmuszałem.
-Nie wracajmy, do tego co było-Powiedziałem.
-Ale było-Rzuciła.
Westchnąłem tylko, od razu łapiąc ją za rękę.
-Będzie inaczej, już-Wyszeptałem, całując ją równocześnie w rękę.
-Nie obiecaj czegoś, czego nie będziesz mógł dotrzymać-Powiedziała.
-To na pewno, dotrzymam-Powiedziałem.
-Trudno mi zaufać-Powiedziała.
-Wiem, ale spróbuj-Szepnąłem.
-Spróbuje-Szepnęła.
Ja natomiast tylko uśmiechnąłem się do szatynki, po czym delikatnie
przybliżyłem swoja głowę, ku niej i musnąłem jej usta.
-Dobra, będziecie jeszcze mogli się migdalić-Powiedział Cody po chwili.
Uśmiechnąłem się tylko, po czym przytuliłem dziewczynę do siebie.
W końcu nastał wieczór, dość szybko minęło, możliwe że te czekanie, tak szybko
potrafiło zabijać czas.
Była godzina dwudziesta, my nadal całą trójką siedzieliśmy na korytarzu, czekać
na jakiś jeden znak.
Lekarz poszedł do sali, w której znajdował się Jake, po czym podszedł do nas.
-Chłopak się obudził-Powiedział doktor.
-Na prawdę?-Spytała, a na jej twarzy zaczął widnieć uśmiech.
-Tak, możecie teraz iść się z nim zobaczyć, ale tylko chwilę. Musi jeszcze
wypocząć i tak jest twardy-Powiedział lekarz, z uśmiechem, po czym odszedł.
-Chodźmy-Powiedziała wstając i idąc znów do sali.
Jake z ledwością spojrzał na nas, po czym delikatnie podniósł rękę, w
naszą stronę.
-Jake-Szepnęła, od razu idąc do chłopaka.
-Stary przestraszyłeś nas-Powiedziałem.
Jake leżał jeszcze w masce, ale jego lekki uśmiech dał nam znak.
Szatyn, z ledwością ściągnął swoją maskę, po czym od razu
chciał się zwrócić do nas.
-Spoko, tylko mnie połamało-Wyszeptał z ledwością.
-Odpoczywaj-Powiedziała Victoria.
-Jest lepiej-Powiedział zachrypniętym głosem.
Po pół godzinie czasu, wyszliśmy wszyscy z sali, aby Jake mógł jeszcze odpocząć.
Tak szybko chłopak się obudził, jeszcze nie dawno miał stan krytyczne, ale
wiem jaki jest twardy, znam go długo, dał rade.
Mimo wszystko wywalczył to, nie poddał się.
-Proszę gdy wyjdzie już z tego, wracajmy do domu-Powiedziała po chwili
szatynka kierując się do mnie.
Ja natomiast obróciłem się do dziewczyny, po czym podszedłem do niej.
-Dobrze wrócimy-Westchnąłem.-Nie odejdziesz, prawda?-Dodałem po chwili,
czekając na odpowiedź.
-Nie wiem co będzie dalej, Justin-Westchnęła.
-Obiecaj-Powiedziałem.
Dziewczyna spojrzała na mnie, po czym spuściła głowę w dół.
-Porozmawiamy o tym, jeszcze-Powiedziała.
-Chcę to naprawdę, wszystko naprawić-Odparłem.
-Ból zostaje, Justin-Powiedziała.
-Spokojnie-Powiedziałem.
-Wyjdźmy trochę na zewnątrz-Powiedziała, po czym poszła przed siebie.
-Zaczekaj-Rzuciłem głośno, idąc na dziewczyną.
Wyszliśmy na zewnątrz, Victoria usiadła na ławkę widziałem jak trzęsie się
z zimna.
-Weź moją bluzę-Powiedziałem, po czym ściągnąłem bluzę od razu
zakładając ją na szatynkę.
-Dzięki-Powiedziała cicho, dziękując.
Cody po chwili wyszedł również ze szpitala, usiadł i siedział bez słowa.
-Jestem zmęczona-Powiedziała.
-Tak, wszyscy jesteśmy-Powiedział Cody, po czym odpalił papierosa.
-Pójdę chyba przespać się, do samochodu-Odparła.
-Idę z tobą-Powiedziałem.
-Chcecie idźcie, ja idę do środka-Powiedział.
Po chwili, poszliśmy z Victorią do auta.
Otworzyłem od razu samochód, po czym dziewczyna wsiadła na
tył auta i ułożyła się swobodnie.
-Mogę przy tobie?-Spytałem.
-Możesz, o ile się zmieścisz-Szepnęła, patrząc na mnie.
-Na pewno-Powiedziałem, po czym znalazłem się jakoś bardzo blisko
obok, dziewczyny.
-Połóż się na mnie-Szepnąłem.
-Dobrze-Powiedziała, po chwili kładąc się na mnie.
Znów uczucie, tego pragnienia, które zawsze mnie napełniało, w tedy kiedy
ona była blisko, bardzo blisko.
-Przytul mnie-Wyszeptała po chwili.
Bez zastanowienia, przytuliłem ją mocno do siebie.
Dziewczyna przybliżyła swoją głowę ku mojej, po czym delikatnie musnęła
moje usta.
Ja również od razu, odwzajemniłem gest, wręcz wpiłem się w jej usta,
wkładając jej język do ust.
Położyłem dłonie, na pośladki dziewczyny, po czym delikatnie je ścisnąłem.
Szczerze mówiąc, z każdym dniem pragnąłem jej tak bardzo, nawet
nie wyobrażacie sobie jak bardzo.
Była idealna, a zarazem tak zajebiście seksowna.
Myśląc, że z Jake'm jest wszystko w porządku, skupiłem się na niej.
Cierpienia ona raczej nie czuła, ale braku mnie owszem.
-Masz w sobie coś, co mnie podnieca-Powiedziałem z cwanym uśmiechem,
od razu przygryzając dolną wargę.
Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym przytuliła się do mnie.


**






 
 
(CZYTASZ-KOMENTUJESZ)


Witajcie kochani, o to nowy rozdział.
Jak wam się podoba?
Wybaczcie, że krótki, ale brak czasu teraz.
Ale spokojnie nie zapominam o was, tak uwielbiam was
rozpieszczać.
Kocham was i do nn.
A jak macie jakieś pytania, śmiało.


<<ASK>>

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam twojego bloga ♡♡ czekam na nastepny ♥♥ a rozdzial cudowny !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne czekam na nexxxt!!
    powodzenia ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. super
    czekam na nn
    i oby rozdziałów było jak najwięcej
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super! Uwielbiam brak słów czekam

    OdpowiedzUsuń
  7. Nexxxxxt
    Proszę!! ;)

    OdpowiedzUsuń