sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 37

Justin P.O.V





Obudziłem się dość szybko, przeciągnąłem się wzdłuż łóżka,
po czym od razu znalazłem się w pozycji siedzącej.
Przetarłem swoje zaspane oczy, odwróciłem głowę
w drugą stronę, patrząc od razu na śpiącą Victorię.
Szatynka spała tak słodko, że nie chciałem jej budzić.
Wstałem, wziąłem do ręki swoje rzeczy i poszedłem do
łazienki.
Ściągnąłem z siebie swoje bokserki, po czym wszedłem pod
prysznic.
Odkręciłem ciepłą wodę, która zaczęła na mnie spływać.
Szczerze mówiąc, już mam dość tej zabitej, dechami dziury,
z chęcią bym już stąd pojechał i tak będzie, dziś wyjeżdżamy.
Wyszedłem z prysznica, owinąłem wokół swoich bioder ręcznik i
wyszedłem z łazienki, kierując się do pokoju.
-O już wstałaś?-Spytałem ze zdziwieniem, patrząc na dziewczynę,
która siedziała już na łóżku.
-Tak-Odparła.-Pójdę się ogarnąć-Dodała, po czym wstała z łóżka.
-Dziś wyjeżdżamy, wiesz-Powiedziałem.
Dziewczyna tylko kiwnęła głową i od razu wyszła z pokoju.
Ja natomiast spuściłem głowę w dół, po czym ubrałem na siebie
swoją koszulę, a następnie spodnie.
Wyszedłem z pokoju, od razu kierując się do kuchni, gdzie Jake i Cody siedzieli
już przy stole.
-Ty już wróciłeś?-Spytałem, kierując się do Cody'ego.
-Jak widzisz-Odpowiedział.-Mam nadzieje, że dziś wracamy?-Spytał.
-Jasne-Rzuciłem krótko.
-W końcu-Powiedział blondyn.
-A ty jak się czujesz?-Spytałem Jake'a.
-Nie najgorzej-Powiedział.
-Dobrze wiedzieć-Odparłem.
Po jakiś piętnastu minutach, ciocia Victorii i Jake'a wróciła.
-Witajcie, jak wam się spało?-Spytała kobieta.
-Dziękujemy, dobrze-Powiedzieliśmy równocześnie.
-Cieszę się-Powiedziała.
Po chwili do kuchni weszła Victoria, usiadła tuż obok mnie i
zabrała się za jedzenie.
-No dobra to jedzcie, kochani-Odparła kobieta, po czym wyszła z kuchni.
Godzinę później.
Poszedłem w kierunku salonu, od razu siadając na sofie.
Victoria weszła również do salonu, siadając na fotelu.
-Spakowałaś się?-Spytałem.
-Jeszcze nie-Odpowiedziała.-Może jednak, jeszcze zostanę-Dodała,
po czym nerwowo bawiła się rękoma.
-Nie możesz zostać, musisz wrócić ze mną-Odparłem podnosząc głos.
-Dobrze, wrócę-Powiedziała.-Pójdę się spakować-Dodała, po czym wstała
i poszła.
Jake, razem z Cody'm weszli do salonu, siadając obok mnie.
-Długo droga przed nami, więc możemy już ruszać-Powiedział Cody.
-Racja-Odparłem.
-Już wyjeżdżacie?-Spytała po chwili kobieta, która weszła do salonu.
-Tak już, będziemy jechać-Odpowiedziałem.
-Victoria też?-Spytała.
-Tak-Powiedziałem.
-Miała być tutaj, całe wakacje-Powiedziała.
-Plany się zmieniły-Odparłem.
Szatynka przyszła z pełną walizką, swoich, spakowanych ubrań.
-Jedziesz z nimi?-Spytała kierując się do, dziewczyny.
-Tak ciociu-Odpowiedziała.
-Rodzice wiedzą, że wracasz?-Spytała.
-Wiedzą-Odpowiedziała.
Byłem pewny, że nie uprzedziła rodziców o powrocie.
-To co, możemy ruszać-Powiedziałem, wstając z kanapy.
-Możemy-Odpowiedziała.-Do zobaczenia ciociu-Dodała, po czym
przytuliła kobietę.
-Trzymaj się-Odparła, również odwzajemniając gest.
-Do widzenia i dziękujemy-Odparłem, po czym podałem kobiecie rękę.
-Nie ma za co-Odparła z uśmiechem.
Gdy wszyscy pożegnaliśmy się, wyszliśmy na zewnątrz, idąc od razu w kierunku
auta.
Victoria spakowała swoją walizkę do bagażnika, od razu blado uśmiechnęła
się.
Po chwili, nawet sam nie uwierzyłem, kto przyszedł, to był Matt.
Był ostatnią osobą, którą chciałbym widzieć, z chęcią bym mu jeszcze raz
dał po ryju.
-Co on tu robi?!-Spytałem nerwowo, od razu idąc do chłopaka.
-Przestań-Powiedziała szatynka, od razu mnie powstrzymując.
-Idź do auta i poczekaj, proszę-Powiedziała spokojnie, przejeżdżając
ręką, po mojej twarzy.
Spojrzałem na dziewczynę, po czym nie pewnie wsiadłem do auta, długo patrząc
na szatynkę i na chłopaka.
Rozmawiali, dosłownie, jakieś dobre dziesięć minut.
Byłem strasznie nerwowo, ale posłuchałem.
Dziewczyna, po czasie wsiadła do auta, od razu zapinając pasy.
Jake siedział obok niej, a Cody był na przednim siedzeniu.
Przekręciłem klucz, w stacyjce, po czym wyruszyliśmy w drogę.
Droga długo nam się ciągnęła, odtwarzać w samochodzie grał, jakieś nuty,
jak się nie mylę, to było? Ride Out - Kid Ink, Tyga, Wale, YG, Rich Homie Quan.
Tak, trafiłem.
-Mógłbyś się zatrzymać?-Spytała dziewczyna.
-Okej-Rzuciłem, po czym zatrzymałem samochód, gdzieś na poboczu.
-Muszę rozprostować kości-Powiedziała, po czym wysiadła od razu przeciągając się.
Jake również wyszedł, wyciągnął z kieszeni fajki i zapalniczkę, bez zastanowienia
odpalił.
-Chcesz?-Spytał podając mi fajkę.
-Taa-Rzuciłem, biorąc od chłopaka papierosa.-Dzięki-Dodałem, od razu odpalając
fajkę.
-Też byście dali-Odparł Cody, od razu wysiadając z auta.
-Nie zapomniałbym o tobie-Powiedział Jake.
-Jasne-Rzucił, odpalając.
Wyrzuciłem peta, gdzieś na bok, po czym wsiadłem do auta.
Victoria również wsiadła do auta, nie była zadowolona, widać było
po niej, że jest coś nie tak.
-Dlaczego jesteś smutna?-Spytałem.
-Nie jestem-Odparła blado.
-Wiem kiedy jesteś, a kiedy nie-Powiedziałem.-Znam cię lepiej, niż ty
samą siebie-Dodałem.
-Widocznie-Rzuciła.
Chłopaki wsiedli do auta, po czym bez zastanowienia ruszyliśmy dalej.
Pół dnia, już jechaliśmy, droga ciągnęła się, mógłbym już być w domu, mógłbym
znów się gdzieś wyrwać, tak jak zawsze to robiłem.
Nagle z maski auta, zaczął wydobywać się dym.
-Co jest, kurwa?-Powiedziałem do siebie.
Zjechałem gdzieś na pobocze, na jakieś znów, zasrane zadupie.
Wyszedłem z auta, po czym otworzyłem maskę samochodu, od razu
dym pojawił się większy.
-Co jest?-Spytał Cody wychodząc z auta.
-Jak widzisz, awaria-Odpowiedziałem.
-Czuć olej-Odparł, zaglądając do środka.
-Dziś do domu, na pewno nie zajedziemy-Odparłem.
-Świetnie, nie trzeba było zapierdalać!-Wrzasnął.
-Nie moja wina, ze się przegrzał-Powiedziałem podnosząc głos.
-Ej dobra, uspokójcie się, tak na pewno tego nie załatwimy-Powiedział
Jake, wysiadając z auta.
-Co teraz?-Spytał nerwowo, blondyn.
-Sam nie wiem-Odpowiedziałem.
-Nie jest najgorzej-Powiedział Jake, patrząc pod maskę.
-Chociaż tyle pocieszenia-Powiedziałem.

**




Victoria P.O.V




Nie wiem kiedy, ale obudził mnie hałas maski, która mocno trzasnęła, aż
podskoczyłam.
Wysiadłam z auta, zakładając ręce na piersi, po czym podeszłam do
chłopaków.
-Co się dzieje?-Spytałam.
-Auto nam nawaliło-Odpowiedział Justin.
-Jak my do domu wrócimy?-Spytałam.
-Spokojnie, wrócimy-Odpowiedział.-Ale na pewno nie, dziś-Dodał.
-Super-Rzuciłam, po czym pokręciłam głową.
-Dokąd idziesz?-Spytał.
-Przed siebie-Powiedziałam, idąc.
-Wracaj-Powiedział.
-Idę usiąść na kamień-Powiedziałam, po czym usiadłam na niewielkim
kamieniu.
Minęły dwie godziny, próba odpalenia auta nie udała się, do skutku
próbowali, ale nic z tego, jesteśmy jakby to powiedzieć, w ,,Czarnej dupie''
Tak dobrze powiedziane.
Robiło się już późno, także chłodno.
Nie dość, że samochód nam nawalił, to jeszcze brakowało deszczu, który
zaraz miał spaść.
-Zaraz będzie padać-Powiedział Cody, patrząc w niebo.
-Dobra, schowajmy się-Powiedział Justin, po czym wsiedliśmy
do auta, a nie minęło kilka sekund, jak deszcz zaczął padać, a raczej lać.
-Nie zostaje nam nic innego, jak przeczekanie tego-Powiedział
Cody.
-Nie wiadomo, jak długo będzie padać-Odparł Justin.
-Gratulacje inteligencji, Justin-Burknął Cody.
-Zamknij się, debilu!-Wrzasnął.
-Spokojnie, wasze kłótnie nic nie dadzą-Powiedziałam łagodząc sytuację.
-Ona ma racje-Poparł, Jake.
Byliśmy już tutaj, prawie trzy godziny, deszcz nie ustawał, a raczej wydawało
by się, ze mocniej zaczęło padać i tak właśnie było, nie myliłam się.
-Zadzwonię po Matta, w końcu nie daleko mieszka-Powiedziałam po chwili,
choć dobrze wiedziałam, że to nie był najlepszy pomysł, ale jednakże nie miałam
wyjścia.
-Żartujesz?-Spytał Justin, ze zdziwieniem.
-Nie mamy innego wyjścia-Odpowiedziałam.
-Prędzej, znów mu coś zrobię, niż będę go tolerować-Powiedział podniesionym
głosem.
-Wyślę mu esa-Powiedziałam, po czym wysłałam do chłopaka, wiadomość.
-Szybko wasza znajomość, się narodziła-Powiedział kpiącym głosem, Justin.
-Przestań, już go skrzywdziłeś-Powiedziałam.
-Należało mu się-Burknął.
-Zawsze byś tak sprawy, załatwiał-Odparłam.
-Szczerze, mógłbym go nawet zabić-Powiedział, odwracając głowę w moją stronę.
-Jak możesz tak mówić-Powiedziałam ze zdziwieniem.
-Mogę-Rzucił, patrząc wprost w moje oczy.
-Dość!-Krzyknął Jake.
-Przyjedzie-Powiedziałam, po czasie.
-Taa, jego tu brakuje-Powiedział Justin, przy tym się śmiejąc kpiącym głosem.
Nie czekaliśmy dość długo, Matt w krótce pojawił się.
Od razu wyszłam z auta, idąc w stronę Matta.
-Potrzebujemy pomocy-Powiedziałam, od razu podchodząc do chłopaka.
-Jestem tu ze względu na ciebie-Odparł.
-Dzięki-Odparłam, uśmiechając się.
Razem z chłopakiem, poszliśmy w stronę naszego auta, dobrze że już przestało
padać.
Jake, Justin i Cody wyszli, na przeciw chłopaka, każdy dosłownie, każdy z nich
zmierzył się. Fakt sytuacja była napięta, bałam się co za chwile mogło by się
wydarzyć, lecz nie mogłam do tego dopuścić.
-Mam linę, więc przeciągnę was-Powiedział Matt, cały czas patrząc na Justina.
Chłopak miał na sobie blizny, jakie Justin mu sprawił.
-Taki kawał, chcesz nas przewieść?-Spyta Justin, kpiąc.
-A masz lepszy pomysł?-Spytał pytaniem, na pytanie.
-Dobra, nie ważne, zróbmy to-Powiedział Jake.
Zaczepiliśmy, auto liną do samochodu Matta, po czym wsiedliśmy, do
pojazdu, Matt wsiadł do swojego, odpalił silnik i ruszył.
Droga zajęła na dobre, cztery godziny, dobrze że mogliśmy polegać na chłopaku.
Tak w końcu dotarliśmy na miejsce, pod dom.
Wyszliśmy wszyscy z auta, po czym Matt wyszedł ze swojego, odwiązał linkę,
od razu ją zwijając.
-Dzięki-Powiedziałam uśmiechając się.
-Nie ma za co-Odparł.
Jake podał rękę w stronę chłopaka, po czym mocno ją ścisnął.
Cody zrobił, ten sam gest, lecz Justin nie zrobił tego, poszedł przed siebie,
nawet się nie żegnając, wszedł do swojego domu, od razu zatrzaskując za
sobą drzwi.
-To na mnie już czas-Powiedział.
-Dzięki stary i sorry, za brata-Powiedział Cody.
-Spoko, trzymajcie się-Odpowiedział, po czym wsiadł do auta i pojechał, tylko
machając w moją stronę.
-Idziecie do nasz, czy do domu?-Spytał Cody.
-Idziemy do domu-Powiedziałam.
-Dobra to na razie, stary-Powiedział Jake, żegnając się z Codym.
Nie rozumiałam Justina, właściwie nie sądziłam, że zazdrość może go tak zżerać.
Cody poszedł do domu, po czym ja razem z Jake'm poszliśmy do swojego, szatyn
wszedł pierwszy, ja podążałam tuż nie daleko za nim.
Gdy chciałam już wejść i przeminąć próg drzwi, ktoś momentalnie złapał, a
zarazem szarpnął mnie za łokieć i pociągnął.
Wystraszyłam się, czułam przygniecenie do zimnej, ściany.
-Justin-Szepnęłam.
Chłopak, przygryzł dolną wargę, po czym delikatnie przechylił głowę na bok,
bez zastanowienia, musnął moje usta.
Nawet nie wiem kiedy on się pojawił, ta jego tajemniczość.
-Pójdę już spać-Powiedziałam cicho.
-Chciałem się pożegnać-Szepnął.
Ja natomiast tylko uśmiechnęłam się, po czym delikatnie pocałowałam chłopaka
w jego, miękkie usta i odeszłam.
-Dobranoc-Odparłam.
-Dobranoc-Szepnął, uśmiechając się.
Weszłam po cichu do swojego domu, tak zapomniałam o walizce, ale wezmę ją jutro.
Od razu poszłam na górę do swojego pokoju, rodzice na pewno rano będą
zdziwieni, ale cóż.
Bez zastanowienia, przebrałam się w swoją piżamę, po czym wskoczył
szybko do swojego łóżka, przewróciłam się na bok i zasnęłam.
**
MUSIC
Nawet nie wiem kiedy, następny dzień nadszedł, obudziłam się, wstałam z łóżka
od razu wyglądając przez okno.
Podeszłam do swojej szafy, a do pokoju weszła mama.
Jej mina była bezcenna.
-Victoria?-Spytała ze zdziwieniem.
-Tak wróciłam-Odpowiedziałam, z uśmiechem.
-Przecież miałaś być tam całe wakacje-Powiedziała.
-Wiem, ale wróciłam wcześnie-Odparłam, od razu wybierając coś z szafy.
-Jak wróciłaś, czym?-Spytała, zdziwiona.
-Spokojnie mamo, z Jake'm-Odpowiedziałam.
-No tak, Jake'a też nie było-Odparła.
-Ta dzisiejsza, młodzież-Powiedziała, z uśmiechem.
Kobieta, podeszła do mnie, po czym od razu przytuliła mnie do siebie.
-No witaj w domu-Powiedziała, przytulając mnie.
-Hej mamo-Powiedziałam, odwzajemniając gest.
-No to czekam, na dole ze śniadaniem-Powiedziała, po czym wyszła z
pokoju.
Po półgodzinie, ogarnęłam się i po chwili zeszłam na dół.
-No siadaj-Odparła mama, wskazując mi moje miejsce.
-Dzięki mamo-Odparłam.
Usiadłam przy stole, od razu biorąc kubek z herbatą do ręki.
Jake również zszedł z góry, po czym usiadł obok mnie.
-A to czemu taki pobijany?-Spytała.
-Długo by gadać-Odparł.
Zjedliśmy śniadanie, przy tym długo ze sobą rozmawiając, szczerze niby nie
długo, ale tęskniłam za mamą.
Posprzątałam wszystkie talerze, włożyłam do zmywarki, po czym ją uruchomiłam.
Podeszłam do komody, która stała na przedpokoju, otworzyłam ją ponieważ, chciałam
wziąć niebieski lakier do paznokci.
Wzrok przykuła mnie kartka, którą przez przypadek wzięłam do ręki.
ciekawość mnie zżerała i otworzyłam tą kartkę, a raczej list.
Nie pewnie zaczęłam go czytać, to co przeczytałam było niewiarygodne, mój świat
się zawalił, o tym co się dowiedziałam.
List dosłownie wypadł mi z rąk, a moja jedna ręka powędrowała na moja buzie.
-Victoria w porządku?-Spytała mama, podchodząc do mnie.
Ja ani słowa nie mogłam z siebie wydusić.
Poszłam do salonu, byłam jakby w jakimś ,,Amoku''
Usiadłam obok Jake;a, który patrzył na mnie, z przerażeniem.
-Co jest?-Spytał.
-Nie jesteś moim bratem-Powiedziałam, a do słownie z moich powiek, zaczęły ściekać
łzy.
-Co?!-Wrzasnął, nie wierząc w to co mówię.
Mama weszła do salonu, usłyszawszy, to co powiedziałam, sama zaniemówiła.
-Wybaczcie-Powiedziała Kobieta.
-Nie wierze!-Wrzasnął.-Jak mogłaś mi nie powiedzieć?!-Spytał, przy tym mocno krzyczeć.
-Nie chciałam wam mówić, mieliście wierzyć, że jesteście prawdziwym rodzeństwem-Powiedziała
przez łzy.-Jake jesteś adoptowany-Dodała.
-Boże-Powiedział, a z jego oczy spływały łzy.
Chłopak przytulił mnie do siebie, a ja zaczęłam tylko mocno płakać.
-Na prawdę, myślałam że się nie dowiecie-Odparła.-To było tak dawno-Dodała.
-Jak mogłaś?!-Spytał sykając.
Kobieta podeszła do nas, po czym chciała nas przytulić, lecz Jake od razu wyrwał się
i po prostu wybiegł z domu.
-Jake!-Krzyknęła kobieta, a zarazem zaczęła płakać.
Ja natomiast, wyszłam z pokoju, po czym chciałam złapać jeszcze Jake'a, lecz
on zniknął z punktu widzenia.
Gdy znalazłam się, na ulicy przed domem, rozglądnęłam się dookoła, lecz Jake'a
nie było.
Co jeszcze może mnie spotkać, bolesna prawda wyszła na jaw.
Poszłam od razu do domu Justina, może tak Jake był.
Weszłam nerwowo, do chłopaka domu, po czym tylko zobaczyłam
Cody'ego siedzącego na kanapie.
-Nie było tu Jake'a?-Spytałam nerwowo, a zarazem płacząc.
-Nie. Co się stało?-Spytał blondyn, od razu wstając.
Justin po chwili zszedł na dół, od razu spostrzegł, że płaczę.
-Kochanie, co się stało?-Spytał od razu podchodząc do mnie.
-Justin, Jake nie...-Mówiłam, lecz nie mogłam się wysłowić, z tego płaczu.
-Co Jake?-Spytałem.
-On nie jest moim bratem-Powiedziałam i dosłownie wtuliłam się w Justina,
po czym zaczęłam głośno płakać.
-Że co?-Spytał, od razu przytulając mnie.
-Sama w to nie wierzyłam, dopóki nie przeczytałam listu-Powiedziałam przez łzy.
-O boże-Powiedział, sam w to nie wierząc.
Gorzej być nie mogło, martwiłam się o Jake'a, on był jeszcze słaby, nie dość jego
wypadek, który miał miejsce, kilka dni temu, to jeszcze ta cholerna prawda.
-Nie wiem gdzie on jest, uciekł-Wypłakałam.
-Shh, spokojnie, znajdzie się-Powiedział, głaszcząc mnie po włosach.
-Znajdziemy go, jeśli nie wróci do domu, to tu przyjdzie-Odparł Cody.
-Dzwoniłem, ale ma wyłączony telefon-Dodał blondyn.
-Wiecie, że ten wypadek, mocno go zbił z nóg, jest słaby, a jeśli coś
sobie złego zrobi?-Mówiła, pytałam.
Nie mogłam dopuścić najgorszych myśli, nie mogłam.

**



Justin P.O.V



Sam nie wierzyłem w to co Victoria powiedziała, szczerze nic dziwnego.
Lecz wiem jaki straszny ból ich spotkał, szczególnie Jake'a.
Martwiłem się, był moim przyjacielem, mam nadzieje, że nie odbije mu
nic i nie zrobi sobie niczego, złego.
Dzwoniłem do chłopaka, chyba z paręnaście razy, lecz chłopak cały czas miał
wyłączony telefon.
Dzwoniłem nawet po kumplach, czy nie widzieli, lecz żaden nie widział.
-Poczekamy, jest dorosły, wróci-Powiedziałem.
-Nie wrócę do domu, bez niego-Odparła, a z jej napuchniętych oczu, znów
spływały łzy.
-Spokojnie maleńka-Szepnąłem, po czym podszedłem do siedzącej dziewczyny.
Musiałem jakoś pocieszyć, a raczej próbować łagodzić to wszystko.
Minęły już dwie godziny, dziewczyna siedziała w jednym miejscu, przy oknie
patrząc tylko czy Jake wraca.
Godzina siedemnasta, nadal wyłączony telefon, do tej pory się nie odezwał.
Nie miałem pojęcia gdzie mógł się podziać, możliwe, że poszedł odreagować.
-Zadzwoń do swojej przyjaciółki-Powiedziałem po chwili.
-Do Mimi?-Spytałam.
-Tak, może u niej jest-Odparłem.
Dziewczyna zadzwoniła do swojej przyjaciółki, lecz ona także powiedział, że
Jake'a u niej nie ma.
-Wróci-Wyszeptałem.-Nie zostawił by cię-Dodałem.
-Co masz na myśli?-Spytała, zapłakana, a zarazem zdziwiona.
-Kocha cię-Powiedziałem.-Obaj-Dodał.
-Nie rozumiem cię Justin-Powiedziała.
-Zrozumiesz-Powiedziałem.-Nie ważne-Dodałem.
-Wiem, że kocha-Powiedziała.
**
Nastał wieczór, chłopak nie odezwał się, nie przyszedł.
Rozumiem go, też bym uciekł jak najdalej, ale z moim rodzicami było inaczej,
żyją gdzie indziej, przysyłają tylko raz na miesiąc kasę i nawet się nie interesują,
nie ważne, nie wracam do przeszłości.
Spojrzałem na dziewczynę, która zasnęła przy oknie, podszedłem po ciuchu,
aby jej nie obudzić.
Przykryłem szatynkę kocem, po czym delikatnie pocałowałem ją w czoło.
-Niech śpi-Powiedziałem po cichu, do Cody'ego.
-Mam nadzieje, że nic mu do głowy nie strzeli-Odparł blondyn.
-Oby-Westchnąłem.
-Lepiej idź powiedzieć, matce Victorii, że jest u nas-Powiedział.
-Zwariowałeś?-Spytałem.-Ich matka mnie nienawidzi, z resztą sam
wiesz jakie pogłoski chodzą-Dodałem.
-W sumie i racja-Odparł.
Czekaliśmy, cały czas czekaliśmy, ale nie ma co czekać, jeżeli będzie chciał
to wróci, choć wiem, że wróci.

**








(CZYTASZ-KOMENTUJESZ)



Witajcie miśki i oto nowy rozdział, jak wam się podoba?
No to już mamy ponad 20000 tysięcy, wyświetleń,
bardzo wam dziękuję, jestem naprawdę bardzo wdzięczna,
jesteście cudowni.
Nie którzy z was, pytają mnie, czy mam zamiar kończyć z
LINDK, oczywiście każdy ma swój koniec.
Powiem tak, pomału, małymi krokami zbliżamy się do końca,
ale spokojnie, to nie jest jeszcze koniec, kochani.
Jeśli macie pytania, do mnie to śmiało pytać tutaj
<<ASK>>
Po za tym, przygotowuje trailer specjalny, także w krótce
on się pojawi,
Do nn, całuję was.





3 komentarze:

  1. Jejciu jaki cudowny ♡♥
    myslalam ze sie nie doczekam juz.
    czekam na nowy rozdzial !! ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Biedny Jake. Rewelacja!

    OdpowiedzUsuń