niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 46


Victoria P.O.V



Byłam sama w domu Charliego, mówił że idzie coś
załatwić i nie długo wróci.
Szczerze mówiąc bałam się, być tutaj sama.
Ale to tylko dwadzieścia minut, tylko.
Podeszłam do swojej niebieskiej torby, biorąc z niej
ciuchy na przebranie.
Pokierowałam się od razu, w kierunku łazienki.
Rozebrałam się do naga, gdzie weszłam szybko pod prysznic.
Odkręciłam wodę, gdzie ciepły strumień, zaczął po mnie
spływać.
Usłyszałam trzask drzwi, który dobiegał z dołu, na pewno
już Charlie wrócił.
Minęło piętnaście minut, jak wyszłam z pod prysznica.
Owinęłam się wokół piersi, białym ręcznikiem, gdy już
chciałam wyjść, osłupiałam..
-Justin..-Szepnęłam, zatykając jedną ręką swoje usta.
-Dlaczego uciekłaś?-Powiedział podniesionym głosem.
-Wyjdź stąd-Odpowiedziałam, unikając odpowiedzi.
-Nigdzie się nie ruszę, dopóki mi nie odpowiesz, dlaczego?-Spytał
ponownie, a jego głos co raz bardziej, stawał na wyższe tony.
-Powiedziałam, że masz mnie nie szukać-Powiedziałam.
-Kurwa, już ci powiedziałem, że nigdzie beze mnie, się nie ruszasz!-Wrzasnął,
od razu waląc pięścią, o drzwi.
Chłopak momentalnie, chwycił mnie za nadgarstek i ciągnął za sobą do pokoju , jak jakąś
szmatę.
-Justin, przestań błagam!-Wykrzyczałam, próbując się wyrwać.
-Mam cię, znów sprowadzić do porządku?-Spytał rzucając mnie na łóżko.
-Proszę cię, uspokój się-Prosiłam, błagalnym głosem.
-Uciekłaś, znów to zrobiłaś!-Krzyknął, po czym zaczął szarpać się ze mną.
-Przestań!-Wrzasnęłam, próbując się wyrwać z jego rąk.
Justin widniał nade mną, przyduszając moje ręce.
-Zapamiętaj, nigdy, przenigdy nie usunę się z twojego życia-Wyszeptał, nachylając się
nad moim uchem.-Ja jestem twoim, życiem rozumiesz?-Spytał.
Skinęłam tylko głową, z przerażenia. Nie chciałam z nim rozmawiać,
dlaczego on musi być, takim sadystą? Dlaczego wciąż mi to robi?
-Pójdziesz, ze mną jak grzeczna dziewczynka, jasne?-Spytał.
Pokiwałam na to również głową, nie opierając się już.
Nie miałam zamiaru się już z nim szarpać, wiedziała że i tak wygra.
-Ubieraj się-Powiedział, puszczając.
Bez zastanowienia, ubrałam na siebie swoje ciuchy i zabrałam ze sobą swoją
torbę.
Chłopak złapał mnie za łokcie i razem zeszliśmy po schodach z góry.
Spojrzałam na Jake'a i Cody'ego, którzy czekali w salonie.
Nie minęła sekunda, jak i Charlie znalazł się w domu.
-Co tu się dzieje?-Spytał zdziwiony.
-Nie trzeba było się mieszać, to bym ci wjazdu na chatę, nie robił-Odparł
Justin.
-Zostaw ją!-Krzyknął Charlie.
-Nie wchodź mi w drogę-Powiedział.
-Masz się od niej odwalić!-Krzyknął brunet.
-Mam?-Spytał kpiącym głosem.-Nie zadzieraj ze mną, bo będziesz miał
same kłopoty-Dodał.
-Spójrz-Powiedział po chwili, wyciągając coś z kieszeni.-Widzisz?-Dodał,
a ja na widok pistoletu, zamarłam.
-Justin schowaj to-Powiedział Cody.
-Nie chcemy problemów, ale będę zmuszony zrobić gorszą rzecz niż się wydaję-
Powiedział, przy tym śmiejąc się.
-Błagam, nie!-Wrzasnęłam od razu wtulając się w chłopaka.-Uspokój się,
już idziemy, chodź-Dodałam, przytulając i chwytając Justina za rękę.
-Nie idź z nim, Victoria-Powiedział z przerażeniem, Charlie.
-Wybacz mi, Charlie-Powiedziałam, a mój głos również, drżał z przerażenia.
Wyszłam z Justinem, Cody i Jake, podążali za nami.
Charlie, jeszcze długo patrzał za mną, wiedziałam że chciał pomóc, ale
nie mógł, sam bał się tego że Justin mógłby, go zabić.
Nawet nie chcę o tym myśleć, to jest jakiś horror.
Wsiadłam beż, żadnego słowa do auta, nie chciałam nawet patrzeć na
jego twarz.
**
Po pół godzinie czasu, dotarliśmy znów, do tego zadupia, jeśli mogę tak się
określić, znów tam..
Justin wyszedł jako, pierwszy.
Chłopak otworzył tylne drzwi, na co ja od razu wysiadłam.
Szłam przed chłopakiem, weszłam do środka domku, od razu pokierowałam
się na kanapę, siadając i chowając do klatki piersiowej, kolana.
-Chyba musimy sobie coś wyjaśnić-Powiedział, wyciągając z barku
wódkę.
Nie toś, że był nieźle wlany, to jeszcze miał zamiar pić.
Chłopak, bez wahania zrobił duży łyk, po czym odstawił butelkę
na stół.
Usiadł koło mnie, od razu jego ręka pokierowała się na moje ramie.
-Nie możesz mnie zostawić, nie poradzę sobie, bez ciebie-Powiedział,
a jego głos dosłownie drżał z obawy.
W tamtej chwili, byłam zdziwiona tą sytuacja, on nigdy nie zachowywał się
tak, nie przejmował się.
-Proszę, nie zostawiaj mnie-Szepnął, a z jego jednej powieki, spłynęła
pojedyncza, łza.
Spojrzałam, na jego twarz, jego smutną twarz która była, w smutku.
-Też cię prosiłam-Powiedziałam łamiącym się głosem.
-Staram się-Powiedział.
-Ciągle tak mówisz-Odparłam.-Boje się ciebie, Justin-Dodałam.
Całej tej sytuacji, przyglądał się Jake, który po chwili wszedł
do salonu i usiadł na fotelu, wpatrując się.
Justin w jednej chwili, położył swoją głowę na moim, ramieniu, na co ja
przytuliłam go do siebie.
Widziałam minę Jake'a, był również smutny, chciałam go również przytulić, lecz
tylko lekki i mój smutny uśmiech, jeśli mogę to tak nazwać, dodał mu również, uśmiechu.
Justin zasnął, wtulony blisko moich piersi, spał jak anioł, a za tym aniołem krył się, czarny
charakter.
Jake, po chwili wstał udając się na górę, przed tym dotknął mojej szyi, na co
ja od razu odwróciłam głowę.
Nic nie powiedziałam, szatyn poszedł na górę bez słowa.
**
Nie spałam, cały czas głaskałam głowę Justina i głowę opierałam również, gdzie
przy tym całowałam czubek głowy.
Nie wiem sama, co mam robić, dokąd mam uciekać, gdzie mam iść.
Nie wiem..
Tęskniłam za rodzicami, chciałabym móc żyć normalnie, a nie w takim
życiu jak jest teraz, z resztą to nie jest życie, to jest jakiś koszmar.

**


Justin P.O.V



Uniosłem delikatnie głowę do góry, spojrzałem na śpiącą dziewczynę.
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem, wtuliłem się jeszcze w twarz dziewczyny,
gdzie złożyłem pocałunek, na jej policzku.
Po chwili uniosłem się, tak aby nie obudzić szatynki, wstałem i pokierowałem
się do kuchni.
Nieźle się wczoraj, natłoczyłem, ale jak sami wiedzie, potrzebowałem tego.
Wyciągnąłem z lodówki, wodę zimną, niegazowaną i zrobiłem duży łyk, na co
od razu poczułem się lepiej.
Nie miałem kaca, ale łeb pękał mi jakby miał zaraz mi eksplodować.
-Już wstałeś?-Spytał znany mi głos.
-Taa-Rzuciłem.
-Ja spałem w aucie-Odparł Cody.
-Przecież mogłeś przyjść-Powiedziałem.
-Ee tam-Machnął ręką.-Zastanawiam się, czy ty poważnie ją traktujesz-Dodał.
-Co masz na myśli?-Spytałem.
-Jesteś w niej zakochany, nie dajesz jej odejść, ale twoje podejście do niej
jest, okrutne-Powiedział.
-Jest moja, tylko moja-Powiedziałem.
-Justin to chore, traktujesz ją jak, jakąś dziwkę-Powiedział.
-Nie przesadzaj!-Syknąłem.
-Znów zaczynasz, ty twoja jebana agresja-Odparł.
-Zamknij się-Powiedziałem, po czym wyszedłem z kuchni, kierując
się na zewnątrz.
Wyciągnąłem z kieszeni, zapalniczkę i fajki, na co nerwowo odpaliłem
papierosa, przy tym od razu zaciągając się.
**
Wyrzuciłem na gdzieś, przed siebie spalonego peta, po czym od razu
wszedłem do środka.
Mój wzrok przykuł uwagę, pustej sofy, na której spała szatynka.
Od razu pokierowałem się na górę, w kierunku pokoju.
-Tu jesteś-Powiedziałem wchodząc.
-Wytrzeźwiałeś?-Spytała.
-Kochanie, przecież nie byłem aż taki pijany-Powiedziałem
podchodząc.
-To nie zmienia, postać rzeczy-Odparła.
Już spokojnie, shh-Powiedziałem, przy czym zbliżyłem się do
dziewczyny, gdzie czubki naszych nosów, stykały się.
-Powiedz mi, nie chciałeś go wczoraj zabić, prawda?-Spytała, z lekkim
przerażeniem.
-Oczywiście, że nie księżniczko-Odpowiedziałem.-Spokojnie, krzywdzę tych,
którzy ciebie skrzywdzą-Dodałem, po czym musnąłem delikatnie usta dziewczyny.
-Nikt mnie nie krzywdzi, poza..-Powiedziała, lecz nie skończyła.
-Poza?-Spytałem czekając, na odpowiedź.
-A ty?-Odpowiedziała, pytaniem na pytanie.
-Skrzywdziłem cię, wiem-Odpowiedziałem.-Ale teraz, żałuje to co zrobiłem-Dodałem.
-Po narkotykach i alkoholu, zachowujesz się jak tyran-Powiedziała.
-Więcej nie skrzywdzę cię-Szepnąłem.
-Obiecałeś mi to już, tyle razy-Powiedziała.-Dlatego uciekam-Dodała.
-Będzie już lepiej, na pewno-Odparłem.
-Nie wierzę-Pokręciła głową.
-Uwierz-Powiedziałem.-Obiecuję-Dodałem, po czym złapałem ją za rękę.
-Justin..-Mówiła, lecz nie dałem jej skończyć.
-Shh, nic już nie mów-Wyszeptałem, przy tym przytykając jej usta, swoim palcem.
-I wybacz za wczoraj-Dodałem.
-Czy ty już, kogoś zabiłeś?-Spytała.
-Noszę gnata, bo potrzebuję-Westchnąłem.
Położyłem się na łóżku, od razu ciągnąc za sobą szatynkę.
-Przytul się do mnie-Powiedziałem.
Dziewczyna, bez wahania wtuliła się we mnie, na co ja objąłem ją mocno, przy
czym zamknąłem oczy.
**
Sen MUSIC
Spojrzałem na szatynkę, która znikała, nie słuchała, po prostu odchodziła.
-Nie zostawiaj mnie!-Krzyknąłem, biegnąc do dziewczyny.
-Odchodzę-Powiedziała, przez łzy.
-Proszę cię, moja malutka-Powiedziałem błagalnym głosem, a z moich
powiek zaczęły, spływać łzy.
-Victoria, błagam wróć, obiecałaś!-Krzyczałem, a dziewczyna odchodziła.
Potłukłem wszystko, kaleczyłem się stłuczonym szkłem, ręce zakrwawione,
twarz zalana łzami.
-Kochanie, proszę..-Wypłakałem, zakrywając w zakrwawionych dłoniach, swoją
twarz.
Odeszła..
Wiłem się na podłodze, okaleczone ręce, brudna twarz od krwi i również
łzy, które mieszały się.
Porozrzucane, woreczki z białym proszkiem i spluwa.
Wziąłem do ręki, gnata i przyłożyłem blisko skroni.
Jeden ruch i jeden strzał..
Leżałem na ziemi, pełno krwi, a nade mną dziewczyna, którą cholernie
kocham, jej łzy.
-Kocham cię..-Wyszeptałem ostatnie słowa.
**
Nerwowo podniosłem się, z łóżka mocno oddychając ze strachu.
-Boże-Powiedziałem przecierając, swoją spoconą twarz.
-Justin w porządku?-Spytała szatynka.
-Jesteś-Powiedziałem, a moje serce waliło jak oszalałe.
-Tak jestem-Powiedziała.-Spokojnie-Dodała głaszcząc mnie,
po policzku.
-Miałem okropny sen-Powiedziałem, uspakajając się.
-To tylko zły sen, Justin-Powiedziała.-Pójdę na dół-Dodała,
po czym wstała z łóżka.
-Okej-Powiedziałem krótko.
**


Victoria P.O.V


Zeszłam na dół, od razu kierując się do dużego pokoju.
-Mogę?-Spytałam.
-Jasne, czemu się pytasz-Odpowiedział Cody.
-Dzięki-Powiedziałam blado.
-W porządku?-Spytał blondyn.
-Nie wiem, już sama-Odparłam.
-Nie dziwie ci się-Powiedział.-Nawet nie dziwię, ze uciekasz-Dodał.
-Też byś, zrobił tak na moim miejscu-Powiedziałam.
-Uciekasz, lecz jakoś nie możesz-Odparł.
-Nie powinnam, go zostawiać-Odparłam.
-Lubię cię, jesteś dziewczyną mojego brata, szkoda mi cię-Powiedział.
-Nie umiem, mu pomóc-Powiedziałam.
-Nikt nie jest, wstanie pomóc, ale zmieniłaś go-Odparł i wstał z sofy.
Nie mam pojęcia, w jakim sensie, mogłam go zmienić.
**
Minęło pół godziny, jak siedziałam na dole sama.
Jake zszedł na dół, uśmiechnął się blado w moim kierunku, na co
ja odwzajemniłam, uśmiech.
-Hej-Powiedział zachrypniętym głosem.
-Hej-Przywitałam się.
-Justin śpi?-Spytał.
-Tak zasnął-Odpowiedziałam.
Szatyn cały czas przyglądał mi się uważnie, nie spuszczając wzroku.
-Dlaczego mi się tak przyglądasz?-Spytałam.
-Uwielbiam, na ciebie patrzeć-Powiedział.-I wiem, że byś sama wróciła-Dodał.
-Do czego zmierzasz?-Spytałam.
-Do twoich ucieczek-Odpowiedział.-Uciekasz, lecz i tak byś wróciła, znam cię-Dodał.
Chłopak, przysunął się blisko mnie i jedną dłoń, położył na moim udzie.
-Gdy ja jestem blisko, lub on, gubisz się-Powiedział.
-Zostaw-Powiedziałam, lekko przerażając się.
-Domyślił się, że coś czuje do ciebie-Szepnął, przesuwając się co raz wyżej.
-Weź tą rękę-Odparłam podniesionym głosem, zrzucając rękę Jake'a.
-Nie skrzywdzę cię-Powiedział.
-Wiem Jake, wiem, ale nie możesz, a raczej nie możemy-Powiedziałam kręcąc
głową.
-Możemy-Powiedział, po czym szybkim ruchem wpił się w moje usta, przy czym
ja odwzajemniłam.
-Nie, Jake-Szepnęłam, odrywając się od chłopaka.
-Kochasz mnie?-Spytał.
-Jake, ja..-Powiedziałam, lecz te pytanie, sama nie wiem, co miałam odpowiedzieć.
-Odpowiedz-Powiedział.
Nie odpowiedziałam, wstałam nerwowo z kanapy, podchodząc do okna.
-Wiem, że kochasz inaczej, byś mnie nie całowała i inaczej byś nie pozwoliła mi
nawet siebie, dotknąć-Odparł.
Jake podszedł do mnie, od tyłu łapiąc mnie w pasie.
-Wiesz jak, bardzo cię pragnę-Szepnął, po czym złożył pocałunek na mim ramieniu.
-Ufasz mi?-Spytał.
-Ufam-Powiedziałam.
Szatyn uśmiechnął się tylko i odszedł, kierując się z powrotem na górę.
**
Siedziałam na fotelu, twarz miałam schowaną w swoich dłoniach i myślałam, ciągle
gubiłam się w myślach, w tych ciężkich.
Czuję się jak niewolnica, która nie może uciekać, a za razem kocha dwóch ważnych, dla niej
facetów.
**
Godzinę później.
Słyszałam, głosy Jake'a i Justina, którzy schodzili po schodach na dół.
Nawet nie zastanawiacie się, jak bardzo się boje siedzieć w ich towarzystwie,
może źle to ujęłam, ale źle się z tym czuje.
Justin od razu, klęknął przy mnie, unosząc mój podbródek, ku górze.
-Coś się stało?-Spytał.
-Nie-Pokręciłam głową.
-Myślałem-Powiedział, przy czym pocałował mnie w policzek.
-Wiesz, ja pójdę na górę-Powiedziałam, po czym od razu poszłam, do góry.
Weszłam do pokoju, od razu rzucając się na łóżko.
Przytuliłam do siebie, poduszkę i po prostu rozpłakałam się.
Jestem za słaba, nie umiem tak, to mnie męczy.
Jake ma racje, wróciłabym, nie zostawiłabym Justina, ani jego.
Jestem, cholerną, pieprzoną kretynką.
Rzuciłam poduszką w ścianę, przy czym zwinęłam się i płakałam, ciągle
płakałam.
Sama, siebie nie rozumiem.

**







 


(CZYTASZ-KOMENTUJESZ)


Witam moi drodzy, o to nowy rozdział.
Jak wam się podoba? Mam nadzieje, że ciekawy.
Dziękuję, wam że jesteście i za tyle wyświetleń,
jestem na prawdę, wdzięczna wam za to.
No więc do nn, kocham was i całuję.

6 komentarzy: