piątek, 20 listopada 2015

Rozdział 52

https://www.youtube.com/watch?v=g_-OB3YH9Dk

Justin P.O.V



Rozmawialiśmy z Victorią, o tym co dalej będzie.
Zapewniałem ją, że będzie dobrze i jakoś damy radę.
Nie obchodzą mnie jej starzy, mają problem skoro
nie akceptują mnie.
-Wszystko okej?-Spytałem kierując się do, szatynki.
-Nic chyba nie jest okej, Justin-Odpowiedziała, blado
odwracając głowę w drugą, stronę.
-Będzie kochanie-Powiedziałem chwytając ją, za rękę.
-Miejmy taką, nadzieje-Odparła.
-Zaraz do ciebie wrócę-Powiedziałem, po czym wyszedłem
z sali.
Udałem się na zewnątrz szpitala, wyciągnąłem z kieszeni fajkę
i zapalniczkę, przy czym mocno się zaciągnąłem.
Oparłem się o barierkę, nie zauważając ktoś złapał mnie za ramię.
Odwróciłem się w drugą stronę aby zobaczyć kto to.
-Cody?-Spytałem.-Co ty tu robisz?-Dodałem.
-Przyjechałem-Odpowiedział.-Jake mi powiedział, że tu
jesteście-Dodał.
Ja natomiast tylko kiwnąłem głową.
-Jak się czuję, Victoria?-Spytał.
-Już dobrze-Odpowiedziałem, patrząc przed siebie.
-Będę miał dziecko-Powiedziałem.
-Co?-Spytał, wytrzeszczając oczy.
-To co słyszałeś-Powiedziałem.
-Nie wierzę-Powiedział, przykładając dłoń do ust.
-To uwierz-Odparłem.
-To ładnie-Powiedział, z lekkim szokiem.
**
Nie minęły dwie godziny, jak ja, Jake i Cody byliśmy cały czas na oddziale.
-Ile to może trwać, no kurwa ile-Powiedziałem nerwowo, waląc pięścią o ścianę.
-Uspokój się, to nie jest takie proste-Powiedział Cody, próbując uspokoić.
Czekanie doprowadzało mnie do szału.
Nagle z sali dwieście dziesięć, wyszła Victoria.
-Kochanie-Wyszeptałem, z lekkim uśmiechem i od razu udałem się w jej stronę.
-Justin-Odparła.
Bez zastanowienia przytuliłem dziewczynę, Jake i Cody przyglądali się uważnie,
po czym sami podeszli w naszym kierunku.
-No i jak tam księżniczko się czujesz?-Spytał Cody.
-W miarę, jest okej-Odparła blado.
**



Victoria P.O.V



Minęło już dwa miesiące odkąd wyszłam ze szpitala.
Cały czas rozmyślałam nad tym wszystkim, nie długo zostanę mamą,
wszystko już jest przygotowane.
Rodzice jakoś mi pomagają, Justina do tej pory nie tolerują, ale nie mogę
powiedzieć, że jest okej.
Jake mieszka razem z nami, ale do tej pory odkąd wyszłam ze szpitala, nie
wspominał o tym co się miedzy nami wydarzyło.
-Victoria!-Krzyknęła mama, z dołu.
-Idę-Krzyknęłam, wstając od biurka.
Zeszłam na dół, kierując się w stronę salonu.
-Justin przyszedł, stoi pod drzwiami-Powiedziała oschle mama.
Bez zastanowienia udałam się w stronę drzwi.
-Witaj-Powiedział uśmiechając się.
-Hej-Odparłam.
Chłopak od razu musnął moje wargi, przytulając mnie również do siebie.
-Mój mały synek rośnie z każdym dniem-Powiedział, masując wystający brzuch.
-Kopnął-Odparł, uważnie przyglądając się.
Widziałam na jego twarzy radość, szczęście nie wiem sama jak to opisać, nie
poznawałam go wtedy, zmienił się i to na lepsze.
-Wpadniesz dziś do mnie?-Spytał.-Jeśli ci rodzice pozwolą-Dodał.
-Jasne-Powiedziałam.
Nie spodziewanie z domu wyszedł Jake, spojrzał na nas mierząc mnie i Justina.
Niby niezręczna sytuacja, ale samo uczucie jakie mnie w tamtym momencie ogarniało,
było niebywałe, dziwne.
Chłopak nie odezwał się ani słowem, po prostu spojrzał i poszedł przed siebie.
Czułam, że jest mu z tym wszystkim źle, ale nie winiłam go za to, nadal
jest dla mnie ważny i zawsze będzie.
Wszystko się pozmieniało, nie jest już tak jak dawniej, może to i lepiej, może
i nie..
Powiem szczerze, nie jest wcale idealnie, ale mam dla kogo żyć, mój synek, który
wkrótce pojawi się na świecie, jest dla mnie najważniejszy.

**
Nastał wieczór, spojrzałam w lustro przyglądając się uważnie.
Nagle do pokoju weszli moi rodzice, napięcie się odwróciłam, od razu
patrząc na nich.
-Córeczko, musimy porozmawiać-Powiedział tata.
-Tak?-Spytałam, oczekując na odpowiedź.
-Słuchaj. Stwierdziliśmy z mamą, że nie powinnaś spotykać się
z Justinem-Powiedział.
-Co?-Powiedziałam, podnosząc głos.
-To nie jest idealny chłopak-Powiedziała mama, przekonującym głosem.
-Przestańcie!-Krzyknęłam.
Jakoś do tej pory jeszcze tolerowali Justina, a teraz nagle nie chcą znów,
żeby się  nim spotykała, to jest chore.
-Kochanie, uspokój się, wiem że to trudne, ale ten chłopak, naprawdę
nie jest dla ciebie. Fakt jest ojcem dziecka, ale lepiej jakby nie widywał
się ani z tobą, ani jak mały przyjdzie na świat-Powiedział ojciec.
-Nie możecie tak mówić, nie znacie go dobrze, zmienił się, jest inny-Powiedziałam.
-Ludzie się nie zmieniają-Odparła mama.
-Widocznie, niektórzy tak-Odparłam.-Idźcie już-Dodałam, siadając na łóżku.
Mama z tatą bez słowa wyszli z pokoju.
Nie mogłam uwierzyć, że znów chcą mnie rozdzielać z Justinem, ale nie
dopuszczę do tego.


**




Justin P.O.V




Siedziałem na kanapie, oglądając przy tym coś w telewizji.
-Ej stary co tak siedzisz?-Spytał znajomy mi głos.
-Czekam na Victorię-Odpowiedziałem.
-Wciąż nie mogę uwierzyć, że będziesz ojcem-Odparł Cody.
-Nie do pomyślenia, wiem, ale cieszę się-Powiedziałem.
-Nie poznaję cię, odkąd pamiętam, nie lubiłeś dzieciaków-Powiedział, siadając
obok mnie.
-Zmieniłem się, Cody-Westchnąłem.
-To chyba dobrze-Odparł, klepiąc mnie po ramieniu.
Nie minęło piętnaście minut, jak Victoria zjawiła się już u mnie
w domu.
-Jestem-Powiedziała blado, szatynka.
-Coś się stało, kochanie?-Spytałem od razu podchodząc
do dziewczyny.
-Tak-Powiedziała spuszczając głowę, w dół.
-Co takiego?-Spytałem, oczekując odpowiedzi na pytanie.
-Widzisz, rodzice nie chcą żebyśmy się spotykali, a szczególnie, zebyś
nie widywał dziecka jak się urodzi-Powiedziałam ze łzami w oczach.
-Co?!-Wrzasnąłem.-Było w miarę okej, a teraz znów zaczyna się-Dodałem.
Nie wierzę, nie pozwolę na to, nie dopuszczę do tego, na pewno nie.
-Nie rozdzielą nas-Powiedziałem, przez zaciśnięte zęby.
-Wiem-Odparła, a z  jej powiek zlatywały pojedyncze łzy.
-Spokojnie-Odparłem przytulając dziewczynę do siebie.
**
Siedzieliśmy z Victorią, na kanapie przez dwie godziny.
Chwilę później, Cody razem z Jake"m pojawili się.
Spojrzałem na chłopaka, który również patrzył na mnie.
Sam nie wiem, dlaczego ta nienawiść do niego wciąż we mnie
tkwi.
Poszedłem do kuchni, nalałem do szklanek soku, po czym od razu odwróciłem
się na piecie, idąc w stronę dużego pokoju, na drodze stanął mi Jake.
-Dlaczego tak patrzysz?-Spytałem.
-To ty na mnie patrzysz-Odpowiedział, zakładając ręce na klatce piersiowe, opierając
się  o ścianę.
-Mógłbyś już sobie odpuścić-Powiedział po chwili.
-Odpuściłem, co było to minęło-Odparłem.
-Nie chce mi się coś w to wierzyć, Justin-Powiedział.
-To uwierz-Powiedziałem oschle.
-Uwierzę, jak zobaczę-Odparł.
-Taa..-Rzuciłem i poszedłem przed siebie.



**








(CZYTASZ KOMENTUJESZ)

Witam kochani, wybaczcie że mnie tak długo
nie było, brak czasu i również brak weny, mam nadzieje,
że jeszcze ktoś został i będzie do końca.
Zamierzam dobiec do końca z tą historią.
Jeszcze raz was przepraszam, jeszcze tylko kilka rozdziałów i
koniec histori Justina i Victorii.
Kocham was kochani i pozdrawiam, do nn.

          











czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 51

Justin P.O.V



Siedziałem na krześle, myśląc o tym wszystkim co się dzieje.
Głowę schowałem w swoich dłoniach, po czym tylko kręciłem
głową.
Ja ojcem? Niemożliwe, to nie realne.
Ale jednak...
-Możesz mi powiedzieć co się stało?-Spytał Jake, szturchając mnie.
-Co?-Spytałem pytaniem, na pytanie.
-Powiedz mi co się dzieje-Powiedział.
-Nie powinno cię to obchodzić-Burknąłem.
-Przestań-Odparł.
-Ona jest w ciąży-Powiedziałem z trudem.
-Jak to?-Spytał, a jego twarz, normalnie była jak skamieniała.
-Tak to-Rzuciłem.-To szósty tydzień-Dodałem.
-Boże-Powiedział, przykładając jedną rękę do swoich ust.
Nie minęło kilka sekund, jak rodzice Victorii nie pewnie podeszli
do nas.
-Wiemy wszystko-Powiedziała kobieta.
-Nie rozumiem, pani-Powiedziałem.
-Victoria jest w ciąży, przez ciebie-Odparła podniesionym głosem.
-Słucham?-Spytałem z niedowierzeniem.
-Wykorzystałeś ją, a teraz są skutki, z resztą ten wypadek to na pewno, też
twoja wina-Powiedziała.
-To nie prawda-Odparłem.
-Jesteś nieodpowiedzialny, więcej nie spotkasz się z naszą córką, a o dziecku
możesz zapomnieć, jak się urodzi-Powiedziała, po czym odeszła.
-Nie możecie tego zrobić-Powiedziałem, a kobieta w ogóle mnie nie słuchała.
-Przejdzie jej-Odparł Jake, patrząc na kobietę.
-To nie zmienia postać, rzeczy-Powiedziałem.
-Justin, wyluzuj-Odparł szatyn.
-Nie mów nic. Nie zapominaj, że też spałeś z własną siostrą-Powiedziałem.
-Ona nie jest moją siostrą, a to była słabość-Odparł tłumacząc się.
-Kurwa, słabość!-Wrzasnąłem, wstając.
-Mówię jak było i nie wracajmy do tego-Powiedział.
-Zabiłbym cię!-Syknąłem w stronę Jake'a.
-Wiem, że teraz nienawidzisz, za to co się stało, ale sam nie mogłem opanować tego
co czuje do niej, wybacz-Powiedział.
-Skończ już!-Warknąłem.
Chłopak tylko spojrzał w moją stronę, po czym od razu spuścił swoją
głowę w dół.
**
Krążyłem raz w tą, raz we w tą, nie wiedziałem co ze sobą zrobić, to czekanie, pieprzone
czekanie dobijało mnie jeszcze bardziej.
Chciałem, aby się już ocknęła, aby znów zobaczyć jej brązowe oczy.
Szczerze mówiąc, zapomniałem o tej całej sytuacji z Jake'em, chodź ból we mnie
cały czas tkwił, ja nadal cholernie, kurewsko kochałem tą dziewczynę, jak nikogo
dotąd.
Jeszcze teraz, dziecko w drodze, choć nie wyobrażam siebie w roli ojca.
To co mówią jej rodzice, mam to gdzieś, nie rozdzielą nas, nigdy.
-Justin?-Spytał dobrze, znany mi głos.
-Co?-Powiedziałem, odwracając się w kierunku, postaci.
-Obudziła się-Powiedział Jake.
Ja natomiast, natychmiast udałem się do sali, od razu znalazłem się przy łóżku
chwytając dłoń, szatynki.
-Skarbie-Wyszeptałem, całując jej dłoń.
-J-justin-Powiedziała z ledwością.
-Shh, cichutko-Powiedziałem.
Nie minęło pięć minut, jak jej rodzice znaleźli się w sali, od razu nie pewnie
ręcz musiałem odsunąć się od niej.
-Co ty tu robisz, chyba ci już coś powiedziałam-Powiedziała kobieta, z nienawiścią.
-Nie możecie mi zabronić-Powiedziałem.
-Idź stąd-Odparła.
-Justin, chodź, matka tego nie zrozumie-Powiedział szatyn, po czym chwycił mnie za ramie.
**
Nie posłuchałem, nikt mi nie zabroni się z nią widywać, będziemy mieć dziecko.
-Jak taka, wredna kobieta mogła cię, wychowywać-Powiedziałem.
-Jest już taka, z resztą ona nie jest moją matką, tylko mnie wychowała-Powiedział.
-Gdyby wiedziała, że pieprzysz jej córkę..-Mówiłem, lecz nie skończyłem.
-Przestań-Powiedział.-Oboje ją kochamy, nie cofnę tego Bieber, ale to z tobą ma
dziecko, więc nie będę wchodził wam w drogę-Dodał.
-To oczywiste, nikomu nie wybaczałem, jak do tej pory. Z resztą już byś
dawno gryzł, ziemie-Powiedziałem.
-To jest chore-Powiedział.
-To jest, pojebane-Odparłem, lepszym słowem.-Myślałem, że jesteś moim przyjacielem,
że dla niej będziesz zawsze bratem, a ty posunąłeś się, do takiej sytuacji-Dodałem.
-Nie wiem sam dlaczego, tak-Odparł tłumacząc.
-Ale wyszło tak, chociaż wiem, że twoja mięta do niej, nasilała się z dnia, na dzień-Powiedziałem.
-Nie mówmy już o tym, Justin-Powiedział.-Nie będę wam wchodził, w drogę-Dodał.
**

*Sen*


Victoria P.O.V



Boże gdzie ja jestem, ciemne zakątki, długi korytarz, jakiś cholerny labirynt?
Słyszę krzyki, dobrze znane mi, głosy, idę, a raczej biegnę.
-Justin, Jake?-Pytałam się sama siebie.
Tak to oni.
Obaj zakrwawieni, obaj bijący się.
-Przestańcie!-Krzyknęłam.
Nie minęła sekunda, jak Justin chwycił mnie za włosy i mocno pociągnął.
-Ty suko!-Krzyknął, po czym rzucił mnie na ziemie.
-Błagam-Wyszlochałam.
-Będziesz błagać, jak będę cię zabijał-Odparł.
-Jake?-Spytałam przerażająco, kierując się do szatyna.
On natomiast tylko, patrzył przy czym szyderczo się uśmiechał.
-Najpierw on, potem ja-Powiedział Justin.
-Co chcecie zrobić?-Spytałam z przerażeniem.
-Dobrze wiesz-Odparł, uśmiechając się.
-Boże-Powiedziałam cicho, przez łzy.
-Nie mogę się tobą dzielić, więc nie będziesz nikogo-Powiedział
klękając przy mnie.-Moja księżniczka-Dodał, szeptając.
-Nie wątpię Jake, że twoja też-Powiedział, śmiejąc się.

**


Naglę, znalazłam się w pozycji siedzącej, tylko krzyknęłam.
-Boże-Powiedziałam.
-Co się stało kochanie?-Odparła kobieta.
-Miałam straszny sen-Powiedziałam, przy tym mocno oddychając, ze
strachu.
-Spokojnie-Powiedziała.
-Gdzie jest Justin?-Spytałam.
-Kochanie, to nie jest chłopak dla ciebie-Powiedziała.
-Chcę się z nim zobaczyć-Powiedziałam.
-Nie ma mowy-Odparła.
-Mamo, błagam cię-Powiedziałam, błagalnym głosem.
-Dobrze, tylko chwile-Westchnęła, po czym wyszła.
Nie minęło kilka minut, jak Justin nie pewnie wszedł, do sali i usiadł
na krześle.
-Justin-Powiedziałam.-Wybacz za moją matkę-Dodała.
-Daj spokój, jak się czujesz?-Spytał.
-Lepiej-Odpowiedziałam.
-Wiesz, że jesteś w ciąży-Powiedział.
-Mama mi powiedziała-Odparłam, po czym z moich powiek, zaczęły spływać łzy.
-Nie płacz-Odparł.
-Skrzywdziłam się-Odparłam.
-Przestań-Powiedział, chwytając mnie za rękę.
-Przepraszam-Odparłam.
-Zapomnijmy-Powiedział.-Teraz wszystko się zmieni-Dodał.
Ja natomiast tylko, kiwnęłam głową.
-Miałam okropny sen-Powiedziałam.-Chciałeś mnie zabić-Dodałam.
-To tylko sen-Powiedział.-Teraz śpij-Dodał.

**


Justin P.O.V



Wyszedłem z sali, od razu kierując się w kierunku wyjścia na zewnątrz.
Wyciągnąłem z kieszeni, fajkę i zapalniczkę, po czym od razu zaciągnąłem się.
-Daj mi bucha-Powiedział Jake.
-Masz całego-Powiedziałem, po czym dałem mu całą, fajkę.
-Dzięki-Rzucił, przy czym zaciągnął się.
**
Godzinę później

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, cały czas byłem w szpitalu, najbardziej
byłem skupiony, na dziecku, które jest w drodze.
Nigdy nie planowałem mieć, dzieci, ale to że jednak będę miał, to jeszcze do mnie
nie docierało.
-Hej-Powiedział dobrze znany mi głos.
-Victoria?-Spytałem.
-Mam dość leżenia-Odparła.
-Nie wątpię-Powiedziałem.
-Byłam na USG i jest, mała plamka-Powiedziała.
-Dziecko-Odparłem.
-Nie wiem co teraz zrobię-Odparła.
-Spokojnie, damy radę-Odparłem.

**













(CZYTASZ-KOMENTUJESZ)



Witam kochani was, wybaczcie jeszcze raz że mnie długo nie było, brak czasu.
Cóż o to mamy nowy rozdział, przypominam że to już końcówka i nie długo koniec
ff. Nie zapominajmy, że piszę kolejną historię.
Co do rozdziału, jak wam się podoba?
No więc do nn, całuski.




środa, 8 lipca 2015

Soon..




Witam was kochani, wybaczcie że mnie tak długo nie było.
Nie miałam zbytnio czasu, dodać rozdziału, teraz wróciłam i
zabieram się do roboty. Przypominam ze to już końcówka i w krótce
koniec historii Victorii i Justina.
O to filmik, a rozdział już nie długo.

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 50

Victoria P.O.V



Po chwili zobaczyłam, że nie ma ani śladu Jake i Justina.
Momentalnie zerwałam się z podłogi i wychyliłam się.
Serce waliło mi, jak oszalałe.
W tamtej chwili nie wiedziałam co mam robić.
Wybiegłam od razu na zewnątrz, kierując się na tył
domku.
Spojrzałam na chłopaków, Jake leżał na ziemi, próbując
się podnieść, natomiast Justin, z ledwością wstał.
Jaką ja muszę być kretynką, żeby takie coś móc zrobić.
Nie chciałam podejść, wiedziałam dobrze jaki Justin
jest wściekły, jak mnie nienawidzi.
Zapadła cisza, Jake wstał i podszedł do Justina.
-Nienawidzę cię-Powiedział Justin, już spokojnym głosem.
Szatyn nic nie powiedział, spuścił głowę, po czym ominął Justina
przy tym, przetarł swój zakrwawiony nos.
-Jeszcze z tobą, kurwa nie skończyłem!-Wrzasnął.
-Błagam Justin, proszę cię-Powiedziałam błagalnym, a wręcz
zapłakanym głosem.
-Z tobą się później policzę, ty dziwko!-Wrzasnął, popychając mnie
na ziemie.
-Zostaw ją-Powiedział Jake.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić, frajerze-Odparł.
Chłopak szybkim ruchem, podszedł do Jake, pokiwał tylko głową
i raz jeszcze uderzył szatyna.
Jake momentalnie, obrócił głowę w drugą stronę, na co nie patrząc na
nic, od razu oddał cios, pięścią w Justina twarz.
Nie mogłam na to wszystko patrzeć, nie mogłam.
To moja wina, to ja sama ich krzywdzę, nie chcę takiego życia, nie mogłam
nic zrobić, patrzyłam tylko i płakałam, jak obaj krzywdzą się i cierpią.
Deszcz zaczął padać, pojedyncze krople spadały na mnie, a ja na ziemi siedziałam
i nic nie mogłam zrobić, choć chciałam ich powstrzymać.
W jednej chwili wstałam z ziemi i szybkim ruchem podbiegłam, do bijących
się chłopaków.
Próbując odciągnąć ich od siebie, nic z tego.
Pokręciłam tylko głową, po czym od razu pobiegłam w inną stronę.
Nie patrząc się za siebie, biegłam i biegłam przed siebie.
Znalazłam się na głównej drodze, prowadzącej do miasta, chciałam przejść
na drugą stronę, lecz poczułam tylko, mocne uderzenie i upadek na ziemie..


**



Justin P.O.V



Puszczając Jake'a, rozejrzałem się dookoła, dziewczyny nigdzie nie było,
deszcz spłukiwał ze mnie krew, a ja cały czas rozglądałem się wokół.
Pobiegłem na przód domku, rozglądając się, lecz ani śladu szatynki.
Wbiegłem do domku, po czym rozglądnąłem się, nic z tego.
-Victoria!-Krzyknąłem.
Wybiegłem z powrotem na dwór, po czym udałem się na główną drogę.
Nie minęło kilka sekund, jak zobaczyłem leżącą przy rowie, dziewczynę.
Od razu podbiegłem, po czym uniosłem jej głowę ku górze.
-Victoria-Powiedziałem.-Obudź się, proszę-Dodałem, głaskając dziewczynę
po mokrej, głowie.
Do oczów, łzy zaczynały mi się zlewać, po czym uroniłem łzę, która zmieszała
się razem z kroplami deszczu.
Uniosłem ciało dziewczyny, po czym od razu udałem się w kierunku domku.
-Otwórz mi drzwi!-Wrzasnąłem kierując się do Jake'a, który stał zakrwawiony
przy drzwiach.
Wtedy nic się nie liczyło, tylko jej życie, nawet zapomniałem o tym, że zdradziła
mnie z Jake'm, ale wiedziałem dobrze, jak bardzo ją kocham, jak bardzo na niej
mi zależy.
-Co z nią?-Spytał zdenerwowany Jake.
-Nie interesuj się-Powiedziałem.-Jedziemy do szpitala-Dodałem.
**
Pół godziny później.
Znaleźliśmy się już w szpitalu, wniosłem szatynkę na rękach, po czym
od razu szukałem, pomocy.
-Pomóżcie!-Krzyknąłem.
Po czym od razu pielęgniarka, szybkim ruchem podeszła do nas.
-Co się stało?-Spytała.
-Moja dziewczyna, miała wypadek-Powiedziałem zszokowany-Błagam
pomóżcie-Dodałem.
-Proszę za mną-Odparła, a ja bez zastanowienia, podążyłem za kobietą.
-Tutaj, proszę położyć, dziewczynę-Powiedziała, wskazując palcem.
-Musi pan wyjść-Odparła.
-Nie, nie wyjdę chcę tutaj, z nią zostać-Powiedziałem.
-Niestety, nie, proszę wyjść-Powiedziała.
-Ratujcie ją-Odparłem i wyszedłem.
**
MUSIC
Chodziłem raz w tę, raz we w tę, nie umiałem się na niczym skupić,
Byłem myślami z nią, błagałem tylko, żeby bóg mi jej nie zabierał,
po mimo tego co mi zrobiła.
Łzy spływały mi po policzku, nie umiałem myśleć racjonalnie.
Po chwili Jake, usiadł obok mnie, a mnie krew zalewała, jak był blisko.
-Po co przylazłeś?-Spytałem przez łzy.
-Nie wiem co mam ci, powiedzieć-Powiedział.
-Nic nie mów, najlepiej mógłbyś zginąć-Odparłem.
-Justin, ona ciebie kocha i wiem, że z tobą będzie jej lepiej-Powiedział.
-Pieprzyłeś ją-Powiedziałem.-A byliście nie dawno, rodzeństwem-Dodałem.
-Nie opanuję tego, Justin-Odparł.-Ale wiedziałem, że kiedyś tak się o tym
dowiesz-Dodał.
-Wiesz ile dla mnie znaczyła i kurwa znaczy nadal-Powiedziałem przez łzy,
a mój głos pierwszy raz drżał, ze strachu.
-Wiem, tak i dla mnie-Powiedział.
-Mógłbym cię zabić-Rzuciłem.-Ale wiem, że nie mogę tego zrobić, bo wiem
jaki ważny jesteś dla niej-Dodałem.
-Ty jesteś ważniejszy-Odparł.
Teraz, przez to wszystko, ona walczy o życie-Powiedziałem, wstając.
Nie wyobrażam sobie tego, nie wyobrażam sobie życia bez niej, to jest
tak cholernie popieprzone, że nie macie pojęcia.
Mam nadzieje, że przeżyję, że będzie żyła.
**
Godzinę później.
Miałem zamknięte oczy, po chwili poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu,
od razu, ocknąłem się i spojrzałem.
-Przepraszam bardzo-Powiedziałam, pielęgniarka.-Panów chyba też, trzeba
opatrzeć-Dodała.
-Nic mi nie jest-Powiedziałem.
-Rozcięta brew, nie wygląda groźne, ale lepiej żeby było opatrzone-Powiedziała.
-Nie trzeba-Powiedziałem, podnosząc głos.-Co z moją dziewczyną?-Dodałem,
oczekując odpowiedzi.
-Dziewczyna jest, pod respiratorem, wynik miał mocny upadek, i straciła
dużo krwi-Powiedziała.
-Co to ma znaczyć, wyjdzie z tego?-Spytałem.
-Trzeba czekać, lekarz się już nią zajął-Powiedziała.-Gdy byście chcieli, się
opatrzeć, to nalegam-Dodała.
Minęła cała noc, spałem tylko pół godziny, siedząc i opierając się głową o ścianę.
-Justin?-Spytał Jake.
-Czego?-Spytał.
-Muszę zadzwonić, do rodziców-Powiedział.
-Po co?-Spytałem.
-Niech się nie martwią o nią-Odparł.
-Zwariowałeś-Odparłem.
-Muszą wiedzieć-Powiedział.
-Wiesz dobrze, że wasi starzy mnie nienawidzą-Powiedziałem.
-Nie są moimi starymi-Powiedział.
-Dobra, jej starzy-Burknąłem.
Po jakiś piętnastu minutach, Jake z niepewnością zadzwonił do rodziców Victorii, gdzie
oni od razu po dwudziestu, kilku minutach znaleźli się w szpitalu.
-Jake-Powiedziała kobieta, kierując się do szatyna.
-Cześć-Powiedział oschle.
-Gdzie jest Victoria?-Spytała.
-W sali dwieście dziesięć-Powiedział.
Ja tylko spojrzałem, na jej rodziców, na co oni spojrzeli na mnie z nienawiścią, jak
bardzo pokazywali to, jak mnie nienawidzą.
**
Podszedłem do okna i patrzyłem na nieprzytomną, szatynkę i jej spokojną delikatną
twarz.
Naglę, podeszła do mnie pielęgniarka.
-Zrobiliśmy, badania dziewczynie-Powiedziała.-Okazuję się, że pana dziewczyna
jest w ciąży-Dodała.
Nie wierzyłem w to co, powiedziała pielęgniarka, zamarłem, nie wiedziałem
co miałem w tamtej chwili, powiedzieć.
-To szósty, tydzień-Powiedziała.
-Boże-Wyszeptałem, sam do siebie.
Nie to nie możliwe, ona w ciąży?
Sam nie mogłem dojść do siebie, po czymś takim.
Skoro, to szósty tydzień, to znakiem tego, że jestem ojcem dziecka.


**










(CZYTASZ-KOMENTUJESZ)



Witajcie kochani, o to nowy rozdział.
Jak wam się podoba? Jestem bardzo wdzięczna, dzięki, wam
to już 31 tysięcy, wyświetleń, na prawdę bardzo wam za to dziękuję,
że jesteście ze mną, jesteście cudowni i bardzo was kocham,
więc do nn, podejrzewam, że jutro kolejny rozdział, postaram
się napisać, długi.





wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział 49

Victoria .P.O.V



Siedziałam na kanapie, wpatrzona w ekran.
Jake siedział, na fotelu, patrząc w okno.
Wszystko to mieszało mnie, miałam nastawienie
do chłopaka, który stawał się dla mnie co raz
bardziej bliższy.
Patrzyłam na szatyna i szczerze mówiąc podziwiałam
go, sama nie wiem za co, ale podziwiałam.
Justin po chwili znalazł się w salonie, bez słowa
usiadł obok mnie, obejmując jedną ręką, moje ramię.
-Wszystko okej?-Spytał Justin.
-Tak, jak najbardziej-Odpowiedziałam, patrząc na Jake'a.
-Myślałem, że nie-Powiedział całując mnie w czoło.
-Idę na górę-Powiedziałam, po czym wstałam i udałam
się do góry.
-Przyjdę do ciebie później-Powiedział głośnym głosem.
Weszłam do pokoju, od razu kierując się w stronę łóżka.
Położyłam się na bok i przymknęłam na chwile, swoje powieki.
Źle się czułam, głowa myślałam, że mi zaraz eksploduje.
Pewnie to było jakieś przemęczenie, lub coś w tym stylu.
**
Godzinę później.
Nawet sama nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudził mnie delikatny dotyk, czyjejś ręki, to była
ręka Justina, która błądziła po moim ramieniu.
-Zasnęłaś-Powiedział.
-Wiem, nawet nie wiedziałam kiedy-Powiedziałam.
-Strasznie jesteś, blada-Odparł.
-Trochę głowa mnie boli, ale to tak już mi przeszło-Powiedziałam,
przecierając ręką, swoje czoło.
-Odpocznij sobie, ja muszę na chwilę pojechać do domu-Powiedział
chłopak.
-Rozumiem-Powiedziałam, z bladym, uśmiechem na twarzy.
-Do zobaczenia później-Powiedział, wstał i poszedł, zamykając za sobą
drzwi.
Było mi już trochę lepiej, może to faktycznie zmiana ciśnienia, lub coś.
Leżałam pół dnia, na łóżku, śpiąc i gapiąc się w sufit.
Lenia miałam okropnego, właściwie nic się tu, nie dało robić.
**
Nastał wieczór, zeszłam na dół, jak gdyby, nigdy, nic.
Udałam się do salonu, zauważyłam, że Jake ciągle tutaj przebywa, ale
nie spojrzał na mnie, nawet nie odwrócił głowy, w moim kierunku.
Może już mu przeszło? Może on już zmienił nastawienie, co do mnie?
Nie wiem.
Już po raz kolejny, zostaję z nim sama, nie o to chodzi, że się boję, tylko
jego obecność, a raczej gdy jesteśmy sami, zawsze coś się dzieje.
Nie siedziałam zbyt długo, westchnęłam tylko pod nosem i poszłam
od razu na górę, w kierunku łazienki.
Gdy chciałam złapać już za klamkę, ktoś mocno pociągnął mnie za rękę
i przydusił do ściany.
Mogłam się spodziewać tej osoby.
-Jake, co ty wyprawiasz-Spytałam, z lekkim, przestraszonym głosem.
-Shh, cichutko-Wyszeptał.-Chodź-Dodał, po czym delikatnie pociągnął
mnie za sobą.
Nie minęło kilka sekund, jak znalazłam się w pokoju, Jake'a.
-Czego chcesz?-Spytałam.
-Ciebie-Odpowiedział, gdzie momentalnie wpił się w moje usta.
Po chwili, szatyn delikatnie, popchnął mnie na łóżko.
-Mówiłam ci już coś-Powiedziałam.
-Chcesz tego, ja też-Odparł, po czym lekko położył się, na mnie.
Nie minęło pięć minut, gdzie Jake zaczął składać mi pocałunki, na
całej szyi, a mi dosłownie sprawiało to przyjemność.
Możecie teraz pomyśleć, że jestem jakąś dziwką, która puszcza się
z każdym, lecz to było silniejsze ode mnie, nie umiałam z tym walczyć.
Szatyn, zdjął swoja bluzkę, gdzie po chwili widniały jego, wspaniałe
bicepsy.
Jake, zabrał się do rzeczy, ściągnął ze mnie bluzkę, po czym od razu, zabrał
się do rozporka moich spodenek.
Leżałam przed nim już w samej bieliźnie, już dawno przerwałabym to, lecz
nie, nie zrobiłam tego.
Chłopak włożył ręce, pod moje plecy, gdzie rozpiął górną, część mojej bielizny.
Zaraz po tym, wręcz w brutalny sposób, pozbył się dolnej części.
-Jesteś idealna, pod każdym względem-Wyszeptał, przy czym musnął
delikatnie, moje wargi.
Jake, nie zastanawiając się nad niczym, ściągnął swoje spodnie, zarazem bokserki,
spojrzał przez chwilę w moje oczy, po czym bez zastanowienia, wszedł we mnie.
Nie wiem dlaczego, do tego dopuściłam, byłam cholernie głupia, dając się tak omotać.
Szczerze mówiąc, z nim seks był inny, niż z Justinem, on był ideałem, jak i również
Justin.
Boże co ja wygaduję, to jest chore, tak tylko mogę, to nazwać.


**



Justin P.O.V



Jechałem prosto do domku, gdzie Jake i Victoria się w nim znajdują.
Nie wiem dlaczego, ale pędziłem jak szatan, może dlatego, że nie powinienem
zostawiać ich obu.
Dobrze wiedziałem, co może się święcić, ale jeśli Jake, przystawiał się do niej,
to przysięgam zabije go, nie pozwolę na to, aby ktoś ruszał moją księżniczkę.
**
Minęło dwadzieścia minut, jak znalazłem się już pod domkiem.
Szczerze, mogłem ją ze sobą zabrać, a jeśli między nimi, do czegoś doszło?
Nie, nie możliwie, ona jest tylko moja.
Wysiadłem z auta, od razu zatrzasnąłem za sobą drzwi i udałem się do środka.
Wszedłem do domku, lecz na dole nikogo nie było.
Od razu wbiegłem po schodach na górę, otworzyłem drzwi do pokoju i
zobaczyłem leżącą na łóżku, Victorię.
-Jestem-Powiedziałem.
Dziewczyna natomiast, tylko kiwnęła głową, nie odwracając się w moją stronę.
-Gdzie Jake?-Spytałem.
-U siebie-Odpowiedziała, lecz jej głos brzmiał, inaczej niż zawsze.
Musiało między nimi coś być, ja to po prostu wyczuwałem, dobrze wiedziałem
co się święci.
Wyszedłem nerwowo z pokoju, udając się od razu do pokoju Jake'a.
-Co?-Spytał, odwracając się w moim kierunku.
Nie odpowiedziałem, bo mój wzrok przykuł uwagę, niebieskiego, koronkowego
stanika.
W tamtym momencie, myślałem że wyjdę z siebie.
To była górna część bielizny, Victorii.
Wiedziałem, po prostu wiedziałem..
-Ty skurwysynie!-Wrzasnąłem, a we mnie momentalnie wszystko, wybuchło.
-O co ci chodzi?-Spytał.
-Jeszcze, kurwa się pytasz o co chodzi!-Wrzasnąłem, zaciskając zęby.
Szatyn momentalnie, spuścił wzrok, patrząc na leżący stanik.
-Pieprzyłeś ją?!-Krzyknąłem, oczekując odpowiedzi.
-Justin-Powiedział, próbując jakoś się tłumaczyć.
-Pytam się, kurwa!-Wrzasnąłem, po czym złapałem chłopaka za bluzkę.
Nie spodziewanie, Victoria wbiegła do pokoju.
-Co wy wyprawiacie?-Spytała nerwowo.
-Ty dziwko!-Krzyknąłem.
-Przestań, puść go-Powiedziała, podchodząc do mnie.
-Dobrze ci było, jak cię pieprzył-Powiedziałem podniesionym i znerwicowanym głosem.
-Justin, to nie tak-Odparła, próbując się tłumaczyć.
-Tak, a jak?-Spytałem, momentalnie puszczając, chłopaka i ściskając
dziewczynę, za podbródek.
-To było tylko, raz nic więcej-Powiedziała, a jej głos wręcz złamał się.
-A jednak-Powiedziałem.
-Puść ją!-Krzyknął Jake.
-Odpierdol się!-Wrzasnąłem, po czym jednym ruchem uderzyłem chłopaka w nos.
Szatyn wstał, po czym od razu rzucił się na mnie.
-Zabiję cię!-Wrzasnąłem, szarpiąc się.
-Błagam przestańcie!-Wrzasnęła, a zarazem zaczęła płakać.
-Później się z tobą policzę, ty suko!-Krzyknąłem.
Dziewczyna próbowała odciągnąć, nas od siebie, lecz to było na nic, byłem
wręcz wkurwiony, miałem ochotę rozszarpać ich.
-Brat siostrę, świetnie-Powiedziałem kpiącym głosem.
Oboje z Jake'm, zaleźliśmy się blisko balkonu, szarpałem go, biłem.
-Jak mogłeś!-Krzyknąłem, sprzedając mu kolejny cios.
-Nie będę ci się tłumaczyć-Odpowiedział spokojnie.
Nie minęła sekunda, jak oboje z chłopakiem znaleźliśmy się już na balkonie.



**


Victoria P.O.V




Jaką ja musiałam być kretynką, jak Justin się domyślił, jeszcze mój
pieprzony stanik.
Próbowałam oddzielić ich, lecz to na nic, oboje bili się, nie mogłam nawet na to patrzeć.
Moje powieki były, zalane łzami, nie umiałam nic zrobić.
-Przestańcie proszę!-Krzyknęłam, próbując ponownie ich rozdzielić.
Po chwili, widziałam jak Justin chciał zepchnąć Jake'a.
-No zrób to!-Krzyknął.-Zabij mnie-Dodał.
-Błagam Justin, przestań-Powiedziałam, łapiąc chłopaka za ramie.
Justin momentalnie odwrócił się w moim kierunku, gdzie jednym ruchem
uderzył mnie w twarz, na co ja upadłam, łapiąc się od razu za policzek.
Jake po chwili, złapał Justina za szyję, po czym obaj wypadli, za barierkę.


**







 




(CZYTASZ-KOMENTUJESZ)


Witajcie kochani, bardzo was przepraszam, że na weekend nie pojawiły
się rozdziały, nie było mnie w domu i nie miałam jak, dodać.
O to dziś mamy nowy rozdział, krótki, lecz mam nadzieje, że bardzo
ciekawy.
Do nn i jeszcze raz was bardzo przepraszam, całuję.




niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 48

Victoria P.O.V



Zastanawiałam się przez chwilę co ja robię, ja po prostu
nie mogę.
-Jake, zejdź-Powiedziałam, odrywając się od chłopaka.
-No przestań-Odparł.
-Proszę cię-Powiedziałam.
-Okej, zaczekam. Nie będę cię zmuszać-Powiedział, po czym
zszedł ze mnie i napięcie, wyszedł z pokoju.
Ja natomiast usiadłam na łóżku, chowając przy tym głowę w
swoich dłoniach.
Boże, to jest silniejsze ode mnie, ja nie potrafię inaczej, nie
umiem się uwolnić, a co najlepsze, nie umiem sobie sama, ze sobą
poradzić.
Nie pewnie wyszłam z pokoju, udając się na dół,
wyszłam od razu, na zewnątrz i usiadłam na schodach, przed domkiem.
Siedziałam na schodach jakieś pół godziny, nie później Justin wrócił i
wysiadł z samochodu.
-Dlaczego tutaj, siedzisz?-Spytał, idąc w moim kierunku.
-Po prostu siedzę-Odparłam.
-Wiesz, że mnie nie okłamiesz-Powiedział, unosząc mój podbródek, ku
górze.
-Nie kłamie-Powiedziałam, spoglądając w jego oczy.
-Ja myślę-Odparł.-Chodź do środka-Dodał, po czym podał mi rękę.
Bez zastanowienia, podałam dłoń chłopakowi.
Weszłam do środka, udając się do salonu, na kanapę.
Usiadłam na niej i siedziałam bez słowa.
Justin poszedł jeszcze na chwilę, do kuchni, po czym wrócił, siadając
obok mnie.
**
Godzinę później.
Siedziałam oparta głową, o ramie Justina.
Nie minęło pięć minut, jak Jake zszedł z góry.
-Wychodzę-Odparł szatyn, ubierając na siebie czarną, zapinaną bluzę.
-Idziesz gdzieś?-Spytał Justin.
-Taa-Rzucił, patrzą głęboko w moje oczy.
Po chwili, chłopak spuścił swój wzrok i wyszedł.
Justin popatrzył na mnie z dziwnym spojrzeniem, na co ja od razu
spuściłam głowę.
-Wiesz?-Spytał.
-Hmm?-Mruknęła oczekując.
-On dziwnie się zachowuje-Powiedział.
-Nie zauważyłam-Odparłam.
-Nie da się, nie zauważyć-Odparł.
-Może to przejściowe-Powiedziałam.
-Jasne-Rzucił, kręcąc głową.
Próbowałam jakoś, wytłumaczyć Jake, dlaczego tak dziwne się zachowuję.
Przecież nie powiem mu, prawdy.
-Pójdę się przejść-Powiedziałam wstając.
-Ale?-Spytał.
-Nie ucieknę-Odparłam.
-Mam do ciebie zaufanie,Victoria-Powiedział.
Spojrzałam na chłopaka, po czym od razu wyszłam na zewnątrz i idąc w kierunku,
lasu.
Szłam przed siebie, dobrą godzinę nie zatrzymując się, ani na chwilę.


**


Justin P.O.V



Patrzyłem przez okno, w jeden punkt, tak pięć minut patrzyłem, nie ruchomo.
Po chwili, odwróciłem się niepewnie, w stronę komody.
Wiedziałem co tam jest, prochy, których mi brakowało.
Westchnąłem pod nosem i napięcie, podszedłem do komody.
Otworzyłem drugą szufladę, wyciągając z niej folię, z białym proszkiem.
Wziąłem kilka ze sobą, po czym usiadłem na kanapie i rozsypałem
na stół proszek.
Minęło pięć minut, znów to zrobię, ale to moje życie.
Choć wiele się zmieniło, nie mogę żyć bez Victorii, jak i bez tego.
Myśląc przez chwilę, zastanowiłem się, lecz nic mnie nie powstrzymało,
nachyliłem się i wciągnąłem pierwszą kreskę.
Te cholerne, ale wspaniałe uczucie, zawsze przy tym odpływam.
**
Wystarczająco dziś dużo, wciągnąłem.
Siedziałem na kanapie, przez dwie godziny, szumiało mi w głowie, lecz
zawsze opanowywałem się i nie dałem tego, po sobie poznać.
Zauważyłem, jak Victoria wróciła już ze spaceru.
Spojrzałem na szatynkę i od razu przygryzłem dolną wargę.
Dziewczyna spojrzała na mnie, wiedziałem że poznała po moich oczach,
że ćpałem, ona zawsze poznawała to po mnie.
-Justin, ty..-Mówiła, lecz nie skończyła.
-Nic takiego-Powiedziałem, przy tym cwano się uśmiechając.
-Ćpałeś-Powiedziała nerwowo.
-Minimalnie-Powiedziałem, podchodząc do dziewczyny.
-Idź się połóż-Odparła, cofając się do tyłu.
-Nie chcę spać-Powiedziałem, co raz to bardziej zbliżając się do szatynki.
-Justin-Powiedziała, przy czym nie miała gdzie już się cofać, oparła się
o stół stojący w kuchni.
-Chodź-Powiedział.
Justin zbliżył się, stykając się swoim czołem o moje.
-No chodź ze mną-Wyszeptał, przy czym złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
**
Weszłam razem z Justinem do pokoju, gdzie chłopak od razu lekko popchnął
mnie na łóżko.
-To złe co robisz-Powiedziałam.
Nie chciałam się mu przeciwstawiać, bo wiedziałam co może z tego wyniknąć,
mógłby znów zrobić, coś głupiego.
-Przestań-Odparł, przy tym ściągając z siebie bluzkę.
Justin od razu, bez zastanowienia znalazł się nade mną, po czym zaczął całować
mnie po szyi.
Ja dosłownie ulegałam, nawet jak był naćpany, on potrafił do tego doprowadzić,
że po prostu ulegałam.
-Nie pierwszy raz, kochanie-Szepnął.
Chłopak, wsunął ręce pod moją bluzkę, gdzie momentalnie szybkim ruchem
ją ściągnął ze mnie.
Nie zastanawiając się zabrał się, do moich krótkich spodenek, gdzie również
je ściągnął.
Po chwili, zdjął z siebie swoje spodnie i zaczął składać pojedyncze, pocałunki
na moim brzuchu, zniżając się ku dołu.
Justin bez zastanowienia, ściągnął dolną część, mojej bielizny, gdzie swoimi
ustami zbliżył się do mojej kobiecości.
Poczułam to, uległam.
Mój oddech, stawał się coraz bardziej cięższy, a serce waliło mi jak opętane.
Chłopak ściągnął z siebie swoje bokserki, gdzie przez chwile widniał
nade mną, spojrzał i delikatnie musnął moje usta, po czym wsunął
swój język, po chwili nie zastanawiając się wszedł we mnie i zaczął
poruszać biodrami, delikatnie.
Wiłam się i co raz bardziej, wydawałam z siebie głośne jęki.
Co raz bardziej przyśpieszał, na co ja wbijałam swoje paznokcie w
jego plecy.
Owinęłam swoje nogi, wokół jego bioder, dając mu do zrozumienia, że
chcę tego.
**
Leżałam na boku, przytulona do Justina.
Głaskałam jego głowę, a on tylko patrzał mi w oczy i lekko się uśmiechał.
-Jesteś moim światem-Szepnął, patrząc.-Bardzo cię kocham i nie oddałbym
cię nikomu-Dodał.
Ja natomiast tylko uśmiechnęłam się, lecz nie podobało mi się to że nie
umiał, odpuścić sobie tych prochów, zamartwiałam się tym.
Znów uległam mu, tak samo jak Jake'owi.
-Obiecaj mi coś-Powiedział.
-Co?-Spytałam.
-Że będziesz już, ze mną zawszę i nie zostawisz mnie-Powiedział.
Nic nie odpowiedziałam, choć długo zastanawiałam się nad tym.
Bardzo go kochałam, nie umiałam się od niego uwolnić, nie chciałam,
lecz musiałam.
-Ty mi obiecaj, że nigdy już tego nie weźmiesz-Powiedziałam.
-Victoria-Powiedział.
-Justin, proszę cię, to cię niszczy-Odparłam.
-Nie mogę-Odparł.
-Możesz, ale nie chcesz-Powiedziałam, wstając z łóżka.
Wyszłam z pokoju, wprost udałam się do łazienki.

**



Justin P.O.V


Ubrałem na siebie bokserki, jak i również część swoich ubrań.
Nie mogłem jej tego obiecać, nie umiałem tego odstawić,
jak wiecie, to jest moim życiem, ale jeśli miałbym wybierać,
wybrałbym Victorię.
Wyszedłem z pokoju, udając się na dół, usiadłem na kanapę, jeszcze
puste woreczki po, kokainie leżały na stole.
**
Nadchodził wieczór, wyszedłem na zewnątrz domku, odpaliłem
fajkę, przy tym mocno się zaciągając.
Mój wzrok przykuł uwagę, Jake który szedł w moją stronę.
-Długo cię nie było-Powiedziałem.
-Nie musisz się interesować, gdzie byłem-Powiedział.
-Co się z tobą ostatnio, dzieje?-Spytałem.
-Nic-rzucił.
-Właśnie widać-Powiedziałem.
-Może się, kiedyś przekonasz-Odparł.
-Co masz na myśli?-Spytałem, odwracając się.
-Nie nic-Powiedział, po czym wszedł do środka.
Domyślam się, że właśnie chodzi o Victorię, znam go, wiem kiedy
łże, a kiedy nie.

**






(CZYTASZ-KOMENTUJESZ)



Witajcie kochani, uwielbiam rozpieszczać was.
Jak wam się rozdział podoba, wiem trochę krótki,
ale mam teraz trochę nauki.
Mam nadzieje, że wam się podoba.
Dużymi krokami, zbliżamy się do końca i przypominam o
nowym blogu, który będę wkrótce pisać.
Do nn.
http://www-love-is-gangsters-for-you.blogspot.com/



sobota, 30 maja 2015

Rozdział 47

Justin P.O.V



Siedzieliśmy z Jake'm i Cody'm na dole, patrząc w telewizor.
Szczerze mówiąc, do roboty nic nie było, same nudy, jak
mogę tak to ująć.
-Co robimy-Spytał Cody.
-Nie wiem, wróciłbym do domu-Powiedziałem.
-Tak samo-Odparł blondyn.-A więc nie ma na co czekać,
wracajmy-Dodał spojrzawszy w moją stronę.
-Ehh, chcesz to wracaj, ale ja muszę jeszcze zostać-Odparłem, przy tym
machając ręką.
-Taa i mam gadać do ściany?-Spytał kpiąc.
-Rób jak chcesz, zostań, albo jedź-Powiedziałem.
-Zostanę-Odparł.
Nie minęła sekunda, jak wstałem z kanapy i udałem się na górę.
Wszedłem do pokoju, od razu patrząc na leżącą, Victorię.
Podszedłem nie pewnie, do łóżka po czym usiadłem, łapiąc
dziewczynę za ramię.
-Śpisz?-Spytałem szturchając szatynkę.
-Nie-Rzuciła, nie odwracając się.
-Znów coś nie tak?-Spytałem.
-Nic mi nie jest-Odpowiedziała.
-Dobrze-Odparłem.
**
Był już późny wieczór, oboje z Victorią leżeliśmy, na łóżku.
Dziewczyna ani słowem się nie odzywała, leżała na boku patrząc
się przez okno.
-Jesteś zła, widzę to-Powiedziałem.
Po chwili znalazłem się nad szatynką, z cwanym uśmiechem na twarzy,
spojrzałem na nią.
-Justin-Powiedziała.
-Nic nie mów-Wyszeptałem, po czym nachyliłem się nad dziewczyną i\musnąłem
jej, delikatne usta.
Szatynka od razu, bez zastanowienia odwzajemniła.
-Mmm, uwielbiam cię całować-Wymruczałem, powtarzając i składając jej
pocałunki.
-Zaraz do ciebie wrócę-Odparłem, po czym zszedłem z Victorii i udałem się
w kierunku łazienki.

**


Victoria P.O.V


Leżałam pól dnia, na łóżku i pół cholernego dnia, przepłakałam.
Na prawdę mam problem, kocham Justina, a do Jake'a, zaczynam
coś czuć i jak tu być normalnym, dwóch chłopaków, których
z pewnością darzę tym samym.
Bożę co ja gadam? Ile jeszcze się będę, tak z tym męczyć?
Znalazłam się w pozycji siedzącej, patrząc cały czas przed siebie.
Wstałam z łóżka, podeszłam do okna i wyglądnęłam, od razu mój
wzrok przykuł uwagę, Jake'a.
Chłopak momentalnie spojrzał i szyderczo się uśmiechnął.
Na co ja szybko odeszłam, z powrotem siadając na łóżko.
Nie minęło dwadzieścia minut, jak Justin znalazł się w pokoju.
-Jestem-Powiedział, wchodząc do pokoju.
Był w samych bokserkach, a jego boska, seksowna klata, świeciła
idealną, opalenizną.
-Widzę-Rzuciłam krótko.
Od razu udał się w moim kierunku, kładąc się i wchodząc pod kołdrę.
-Dziś nigdzie nie, idziesz?-Spytałam.
-A dokąd, mam iść?-Spytał pytaniem, na pytanie.
-Nie wiem tak tylko, pytam-Odpowiedziałam.
-Wole być, tu z tobą-Szepnął, przy tym od razu przygryzł dolną wargę.
Ja natomiast, tylko blado uśmiechnęłam się w stronę chłopaka.
-Przytul mnie-Szepnął.
Zastanowiłam się przez chwile, po czym przytuliłam Justina.
Od razu, bez wahania objął mnie, w swoje silne, ramiona.
-Zmęczona jestem, idę spać-Powiedziałam.-Pójdę się przebrać i
zaraz wrócę-Dodałam, przy czym wstałam i wyszłam z pokoju.
-Okej-Rzucił.
**
Poszłam w kierunku łazienki, przebrałam się w swoją koszulkę do spania,
przemyłam swoją twarz, po czym przeczesałam swoje długie włosy, do tyłu.
Nie zajęło mi to, jak dziesięć minut.
Gdy chciałam wyjść, ktoś zagrodził mi drogę.
-Jake-Powiedziałam.
-Nie bój się mnie-Odparł, stając na przeciw, mnie.
-Nie boję tylko, tak nagle..-Mówiłam, lecz szatyn skończyć mi nie dał.
-Nic nie mów-Powiedział cichym głosem, przykładając, swój wskazujący
palec, do moich ust.
-Zabraniasz mi-Odparłam.
-Po prostu, teraz nic nie mów-Powiedział.-A wiem co chciałaś powiedzieć-Dodał.
Szatyn momentalnie, wbił się oczami, jak można to tak ująć, w mój dekolt i jego
jedną ręką, przejechał po dekolcie.
-Dobranoc-Powiedział szyderczo, po czym udał się do swojego pokoju.
Zaniemówiłam, z resztą on ciągle coś robił, ciągle jego oczy błądziły za mną,
nawet gdy go nie widzę, wciąż czuje na swoim ciele jego, wzrok.
Nie wiem dlaczego, gdy jest blisko, strach w moich oczach błyskawiczne, widnieje.
Chociaż, jego dotyk sprawia, że odpływał, a raczej ulegam.
Tak samo, jest z Justinem.
Udałam się do pokoju, byłam lekko osłupiała, wciąż czuje jego dotyk, cały czas.
Justin leżał już pod kołdrą, przyglądając mi się.
-Znów wiedzę, że coś nie tak-Powiedział, wpatrując się.
-Wydaje ci się-Powiedziałam, kładąc się obok chłopaka.
-Jeśli coś, lub ktoś..-Powiedział, lecz nie skończył.
-Nie Justin, jest okej już ci powiedziałam-Odparłam stanowczo, przewracając
się na drugą stronę.
Zgasiłam lampkę, obok łóżka, przy czym nakryłam się kołdrą.
Justin od razu, wtulił się w moje ciało, na co i ja złapałam go za jedną rękę i mocno
trzymałam.
Sami widzicie, jak jest, lecz ja tego nie planowałam, nie sądziłam, że tak może
się to zacząć.
**
Obudziłam się dość szybko, Justin spał obok mnie, był cały czas wtulony we mnie.
Spojrzałam na chłopaka, przy czym wstałam, ogarnęłam się, gdy chciałam wyjść
chłopak obudził się, od razu znalazł się w pozycji siedzącej,
-Już nie śpisz?-Spytałam, odwracając się w stronę chłopaka.
-Czułem jak wstawałaś-Odpowiedział.
-Czujny jesteś-Powiedziałam.
-Jak zawsze-Odparł, wstając.
Justin również wstał z łóżka, od razu podszedł do mnie, składając pojedynczy
pocałunek na moim czole.
-Kocham cię-Szepnął, po czym wyszedł z pokoju.
-Ja ciebie też-Odparłam, lecz dopiero jak chłopak wyszedł.


**


Justin P.O.V



Wyszedłem z łazienki, od razu kierując się na dół.
Udałem się do salonu, przy czym usiadłem, na kanapie.
-Ty już na nogach?-Spytał znany mi głos.
-Jak widzisz-Odpowiedziałem, odwracając głowę w drugą stronę.
Cody usiadł, na przeciw mnie, wpatrując się.
-Co tak się gapisz?-Spytałem, rozkładając ręce po obu stronach.
-Wracam do domu-Powiedział.
-Już wczoraj mówiłeś-Odparłem.
-Wiem, ale jednak wracam-Powiedział.-Zwieź mnie-Dodał.
-Teraz?-Spytałem.
-Najlepiej-Odpowiedział krótko.
-Dobra-Rzuciłem, wstając z kanapy.
Nie minęło pięć minut, jak Victoria zeszła z góry, przy czym usiadła
na kanapę.
-Wrócę za godzinę, jadę odwieźć Cody'ego.
-Okej-Odparła.
Zanim jeszcze wyszedłem na zewnątrz, udałem się do kuchni, gdzie
Jake się w niej znajdował.
-Pilnuj jej-Powiedziałem cicho.
Szatyn natomiast, kiwnął tylko głową po czym, od razu udał się do
salonu.
Ja natomiast, udałem się na zewnątrz, wsiadłem do auta razem z Cody'm,
odpaliłem, auto i pojechaliśmy.

**


Victoria P.O.V



Znów, kolejny raz. Ja sama z Jake'm, mogłam się domyśleć,
czym mogło się to skończyć.
Moja cholerna słabość, do nich.
-Pójdę na górę-Powiedziałam wstając.
-Nie musisz uciekać-Odparł, chwytając mnie za rękę.
-Nie uciekam-Powiedziałam stanowczo.
-Jasne-Rzucił.
Po chwili, w jednej chwili Jake, pociągnął mnie do siebie, na co ja
znalazłam się na jego kolanach.
-Spokojnie, jak i on, to i ja-Odparł zagryzając dolną wargę.
-Nie!-Wrzasnęłam, po czym nerwowo wstałam i pobiegłam na górę.
Szatyn nie próbował mnie zatrzymać, lecz pobiegł za mną.
Wbiegłam szybko do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
-Victoria-Powiedział.
-Odejdź-Powiedziałam, na co chłopak od razu wszedł.
-Nie odejdę, kochanie-Odparł, podchodząc powoli.
-Ja nie mogę, rozumiesz, nie mogę!-Wykrzyczałam.
-Ja wiem, że chcesz, ja wiem że kochasz Justina, że jest wszystkim dla ciebie,
ale jestem, także ja-Powiedział, przybliżając się do mnie.
-To jest chore-Powiedziałam.
-Nikomu się tak nie zdarza, a jednak-Odparł.
-Co z tego, czuję to samo do was obu, ale ja nie mogę-Powiedziałam,
a mój głos momentalnie łamał się, w każdej sekundzie.
-No już dobrze-Odparł, przy czym złapał mnie za ramiona.
-Jake, ja kocham Justina-Odparłam.
-Mnie również-Wyszeptał, po czym wpił się w moje usta, a ja
bez zastanowienia odwzajemniłam, pocałunek.
Chłopak chwycił mnie za pośladki, od razu unosząc mnie ku górze, na co ja
owinęłam się nogami, wokół jego bioder.
Minęła chwila, jak szatyn położył mnie na łóżko, przy czym znalazł się
od razu nade mną.
Oszalałam, to widocznie ja ich krzywdzę, ich obu, nie wiem jak mam to nazwać,
sama siebie bym nazwała po, prostu dziwką, nic więcej.

**






 

(CZYTASZ-KOMENTUJESZ)



Witam kochani, wybaczcie że tak późno rozdział
jest dodany, ale brak czasu.
Na dodatek jeszcze jest króciutki, pisałam go na szybkiego.
Mam nadzieje, że wam się spodoba, choć troszkę nudny, ale
zaczyna się dziać. Rozdział nie jest sprawdzony, znajdę chwilkę
to poprawię błędy.
Więc do nn, całuję .